środa, 21 sierpnia 2013

Poród … nie całkiem nieoczekiwany ;)

Sobota rano, pierwszy dzień urlopu Mojego Mężczyzny. Budzimy się z nastawieniem, że mamy jeszcze co najmniej tydzień dla siebie przed rozwiązaniem i zaczynamy się zastanawiać jak go wykorzystamy. Ostatnie przygotowania, trochę przyjemności, ostatnie spokojne chwile razem … ale, ale … pewne sygnały dobiegające z mojego podbrzusza zaczynają być niepokojące.
Od jakiegoś dobrego tygodnia czułam już skurcze przepowiadające, nic niepokojącego, takie delikatne zwiastuny zbliżającego się rozwiązania. Ale dzisiejszego ranka były jakby silniejsze i częstotliwość występowania znacząco wzrosła, ba można powiedzieć że stały się regularne … do tego charakterystyczny, prawie menstruacyjny lekki  ból podbrzusza. Nic, pozostaje czekać i obserwować. 


Śniadanko, pranko, odkurzanko, sprzątanko …  dogranie z siostrą sesji zdjęciowej na niedzielę – ostatnie zdjęcia z brzuszkiem chcieliśmy sobie razem zrobić …

14:00 - brzuszek ciągle daje o sobie znać i coraz regularniej się napina, jeszcze nie jest to bolesne, ale już trudne do zignorowania. Zmiana planów, nie jedziemy nad morze – zostajemy na wszelki wypadek w domu. Sprawdzamy czy walizki zawierają wszystko, co zawierać powinny. Pakujemy ostatnie rzeczy.

15:00 -  Skurcze są coraz bardziej odczuwalne, niektóre nawet prawie bolesne. Wskakuję pod prysznic, żeby zobaczyć czy ustaną czy nie … nie ustają. Odchodzi czop śluzowy. Symptomy są coraz bardziej jednoznaczne. 

16:00 – decydujemy o wyjeździe do szpitala. Wejherowo to jakaś godzinka spokojnej jazdy z Gdyni, podczas której mierzymy skurcze – są co 5 minut i trwają jakieś 40 sekund. Lekki ból, ale nic bardzo uciążliwego – tak, żeby potrenować oddychanie. 

17:00 – docieramy do szpitala. Skurcze trwają. Rejestracja, badanie ginekologiczne i decyzja o przyjęciu. Wprawdzie rozwarcie dopiero na 1 palec, ale to już pewne – niedługo urodzę. Lekarz prognozuje niedzielę rano, ale na wszelki wypadek nie odsyła Nas do domu, przyjmuje na oddział, żeby podłączyć do KTG i poobserwować. I tu kilka słów podziękowania dla lekarza, który był przesympatyczny i zdecydował się Nas przyjąć pomimo braku rozwiniętej akcji porodowej. Jak słuszna to była decyzja, miało się wkrótce okazać …
Podczas badania trochę sobie żartowaliśmy, że poród planowałam dopiero na kolejny tydzień, jeszcze nie wszystko gotowe, w poniedziałek odbieram zamówiony żel położniczy do porodu i oczywiście chcę rodzić drogami oraz siłami natury i innej opcji nie rozważam. Na koniec usłyszałam słowa rzadko słyszane z ust lekarzy: „Bardzo pozytywne nastawienie – nie powinno być problemów z porodem” ;)

18:40 – po wypisaniu tony papierów, nie wiem jak to robią kobiety przy zaawansowanej akcji porodowej, trafiam na oddział. Dostaję łóżko i zostaję podłączona do KTG.

19:00 – odchodzą wody płodowe. Na szczęście leżę na łóżku, a raczej już w nim pływam …

19:30 – KTG odłączone, zapis zadowalający, badanie wykazuje brak postępów w rozwarciu. Mam się ruszać żeby przyśpieszyć akcję. Niestety w ruchu skurcze zaczęły być bardzo bolesne. Trafiły się 3-4 takie, że wisząc na MM krzyczałam z bólu.
Później analizowaliśmy sytuację i to dlaczego tak bolało (nawet podczas porodu nie odczuwałam takiego bólu). Doszliśmy do wniosku, że wszystko zaczyna się i kończy w Naszym umyśle i zależy od nastawienia. Na oddziale byłam w Sali z dwoma innymi paniami + mąż jednej z nich. Wszyscy sobie wesoło rozmawiali i żartowali. Ja zaś miałam początek akcji porodowej. Nie czułam się komfortowo, nie chciałam tam być, nie chciałam przeszkadzać innym i próbowałam powstrzymać skurcze – co oczywiście potęgowało tylko ból. 

20:00 –decyzją lekarza (jestem mu coraz bardziej wdzięczna) pomimo braku dostatecznego postępu w rozwarciu (tylko 2-3 palce) zostaję przewieziona na salę porodową. Moje nastawienie ulega całkowitej zmianie – a co za tym idzie ból również. Na Sali jesteśmy sami (nie licząc personelu, który przez pierwszą godzinę wypełniał kolejne papiery). Zostaję podłączona znowu do KTG, leżę spokojnie i mogę się koncentrować na oddychaniu, rozluźnianiu mięśni podczas skurczu i odpoczynku pomiędzy skurczami. MM odpowiada na kolejne pytania do kolejnych papierów i trzyma mnie za rękę – pomaga bardzo.
Przyjęcie Nas przez położne na Sali porodowej było co najmniej dalekie od życzliwości. Zarówno Nas jak i decyzję lekarza nazywały niezbyt pochlebnie. Nie uśmiechało im się siedzieć do rana z pierworódką, która „manifestuje”, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę. A rozwarcia brak, postępu w akcji porodowej brak i co one mają z taką zrobić …
Pierwsze przełamanie lodów – gdy się dowiedziały ile mam lat … a myślały, że mają do czynienia z młódką ;)
Na Sali pojawił się Mój Pan Doktor, zbadał i dodawał otuchy, że po odejściu wód powinno pójść szybciej. Rozwarcie na 3 palce, ale będzie wkrótce lepiej …
Położna poprosiła o zgodę na podanie oksytocyny, żeby przyśpieszyć akcję – przecież nie będzie ze mną siedziała do rana …
Leżę pod KTG, mam skurcze i koncentruję się na tym, żeby podczas każdego z nich rozwarcie postępowało. Zaczynam wizualizować skracającą się i rozszerzającą macicę – też nie chcę leżeć do rana. Postanawiam, że ja im jeszcze pokażę …

21:00 – dostaję jakiś zastrzyk w pośladek i zostaję wysłana pod prysznic z piłką. Mam poskakać, pokręcić się, użyć ciepłej wody – wszystko, żeby pójść na przód. Siedzę pod prysznicem na piłce i obserwuję skurcze – o dziwo stały się prawie bezbolesne … Nadal wizualizuję pełne rozwarcie … Chce mi się pić, MM podaje mi wodę pod prysznic – samej nie chciało by mi się wychodzić – zrobiło się prawie przyjemnie ;)

21:50 – wychodzę spod prysznica, wracam na łóżko. Położna bada rozwarcie … nagle jej nastawienie uległo zupełnej przemianie. Z bardzo szorstkiej, prawie nieprzyjemnej osoby, która traktowała Nas jak intruzów w jej rewirze, robi się konkretna, stanowcza ale bardzo miła i pomocna. Wykonuje masaż szyjki macicy albo coś podobnego podczas każdego skurczu. Nie jest to wcale takie nieprzyjemne a faktycznie pomaga. A może, już teraz  Moja Położna, potrafiła zrobić to naprawdę fachowo …

22:00 – cały czas czekam na te magiczne 7 cm rozwarcia i wielki ból – zamiast tego słyszę hasło „zaczynamy poród, pełne rozwarcie” !!! Ale jak, a gdzie ten brak postępu akcji porodowej, gdzie te bolesne skurcze … przed chwilą było 3 cm rozwarcia, teraz jest już 10 cm i rodzimy ?! SZOK!!!
MM przygotowuje ciuszki dla dziecka, na Sali pojawia się kilka osób ze zdziwieniem pytając czy to prawda i faktycznie zaczynam rodzić, to wygląda bardzo realnie … Moja Położna z dumą melduje, że tak, zaraz dziecko będzie na świecie …
Zaczynamy skurcze parte. Proszę o ochronę krocza – nie chcę mieć nacinanego. Moja Położna z chęcią przystaje i obiecuje ochronę. Pełna współpraca. Ja mówię, kiedy zaczyna się kolejny skurcz, Moja Położna chroni krocze i mówi kiedy przeć, MM trzyma mnie za rękę i dodaje otuchy (wytrzymując ściskanie ręki podczas każdego parcia) - wszyscy jesteśmy mokrzy z wysiłku. Pani doktor (neonatolog jak myślę) obserwuje dziecko i monitoruje jego funkcje – maluch radzi sobie świetnie :) 3-4 skurcze i słyszę krzyk dziecka !!!

22:20 – II faza porodu zakończona:) Dziecko przyszło na świat, wszyscy na Sali szczęśliwi i ciągle pod wrażeniem jakości i szybkości porodu … MM ma teraz ważne zadanie, przecina pępowinę. Moja Położna w tym czasie nad nim czuwa, chroniąc głowę przed lampą itp. Trudno uwierzyć, ze to ta sama osoba, która nas przyjmowała na Sali porodowej … jest CUDOWNA.
Dostaję dziecko do przytulenia - uczucie nie do opisania !!! Jest mój chłopczyk, moje szczęście ... czuję prawie fizyczny ból gdy zabierają go do ważenia i mierzenia, chcę go cały czas mieć w ramionach...
Jeszcze tylko jedna czysta formalność – urodzenie łożyska. Jedno krótkie parcie i pozbywam się z siebie jakiejś bezładnej masy mięsa, która nie wiedzieć czemu zachwyca lekarzy … podobno jest zaskakująco małe i grube … ale całe i nieuszkodzone.

Atmosfera na Sali niesamowita, pełna euforia i radość wszystkich. Poród, który miał się ciągnąć godzinami przebiegł szybko i sprawnie. Dziękuję Mojej Położnej – to w dużej mierze jej zasługa, swoją szorstkością i stanowczością potrafiła mnie zmusić do pełnej koncentracji i współpracy, która wspaniale zaowocowała.

Jeszcze tylko ostatnia faza, czyli 2 h obserwacji po porodzie i w trójkę udajemy się do Naszego pokoju. Położna zarezerwowała Nam pokój rodzinny, co oznacza, że MM może zostać z nami przez cały czas pobytu w szpitalu :)


 

Podsumowanie:
Poród pojedynczy w 38 tygodniu ciąży.
Czas trwania I okresu -> 5h 10 min – czyli liczone od momentu przyjęcia do szpitala – 17:00
Czas trwania II okresu -> 10 minut – malcowi szybko poszło wydostanie się na świat :)
Poród siłami natury, bez znieczulenia, pomocy i zastosowania leków – położna podała mi roztwór soli fizjologicznej albo tylko ukuła, żeby zmotywować do współpracy :)
Ocena noworodka w skali Apgar – 10 punktów
Masa ciała noworodka : 2870 g
Długość ciała noworodka : 54 cm


C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz