sobota, 17 maja 2014

40 lat minęło ...



Polały się łzy me czyste, rzęsiste,
Na me dzieciństwo sielskie, anielskie,
Na moją młodość górną i durną...


Koniec rumakowania, oficjalnie stuknęła mi czterdziestka. Jestem kobietą dojrzałą :(
 
Jak mi z tym? 
Cholera, sama nie wiem. Niby nic się nie zmieniło, a jednak. Czuję się stara, gruba, brzydka … 
Dopadł mnie nawet kryzys wieku średniego, na zakupach zamiast szpilek i sukienek przymierzałam conversy i boyfriendy ;)

Patrzę wstecz i mam wrażenie, że nic nie osiągnęłam. Wrażenie, że powinnam była więcej, mocniej, bardziej jakoś nie przestaje mnie opuszczać. 

To już nie czas robienia planów na przyszłość i mówienia, że jeszcze wszystko przede mną.
To czas robienia podsumowań, bilansu zysków i strat. 
Co świat dostał ode mnie, co ja dostałam od świata? 
Czy wykorzystałam swój czas tak jak powinnam, czy dałam się bezmyślnie nieść losowi?

Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku zaczęłam sobie spokojnie myśleć o swoim życiu.
Czy jestem szczęśliwa – tak.
Czy jestem spełniona – tak.
Czy mam wspomnienia do których warto wracać – tak.
Czy zrobiłam wszystko co chciałam – nie!!!!



Gdy patrzę wstecz to mam wrażenie, że przeżyłam kila różnych wcieleń. 

Te pierwsze są już teraz całkowicie obce, tak jakbym oglądała film z jakąś dziwną aktorką w roli głównej. 

Lokale nocne; podejrzane towarzystwo; znajomi, których śmierć relacjonowana była na pierwszych stronach gazet …tak, kiedyś chciałam poznać życie ze wszystkich możliwych stron … i poznawałam …

Wieczorem ostry makijaż i go-go dance, rano grzeczny mundurek i wzorowa uczennica. Lubiłam skrajności i życie na krawędzi. Nadal lubię ;)

Sporty, zawody, treningi – to kolejne wcielenie. Kto nie maszeruje ten ginie, ciągle do przodu, przekraczanie własnych granic i słabości. Czułam, że żyję …

Podróże, wyjazdy, poznawanie świata – pustkę po sporcie można wypełnić na wiele sposobów …

Miłość, seks, pasja, namiętność – tego w życiu nie może zabraknąć. Na tym polu nie ma kompromisów …

Praca, korporacja, kariera – powiało nudą, dałam się wciągnąć w wyścig szczurów, straciłam rozeznanie co w życiu naprawdę się liczy. Zamiast czerpać z życia pełnymi garściami zaczęłam gonić w kółko na korporacyjnej karuzelce …

Dziecko i rodzina – tego się nie da opisać, to trzeba przeżyć … to się nie miało prawa wydarzyć, ale się zdarzyło i jest najpiękniejszym prezentem od losu jaki mogłam sobie wymarzyć. Nadaje sens wszystkim dotychczasowym doświadczeniom i całej tej gonitwie za nie wiadomo czym. Jest całym moim światem.
 
Długo planowałam huczne obchodzenie czterdziestych urodzin w jakimś cudnym zakątku świata.Co najmniej tak, jak świętowaliśmy 40 mojego drugiego męża w Tajlandii na rzece Kwai (KLIK).

Miał być Paryż, szaleństwa, zakupy, zwiedzanie i szampan. A potem pojawił się ON i wszystko inne straciło znaczenie.

Jechać bez Niego do Paryża? Nie dam rady.
Brać dziecko w podróż? Nie chcę go męczyć dla swojego kaprysu.

No i czterdziestkę spędziłam w pewnym uroczym zakątku Polski. 
Rozważnie i romantycznie wraz z tymi, których kocham i którzy starczają mi za cały świat ….





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz