poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Mały odczarowany – znowu ssie :)

Piątek rano, budzimy się koło 6:00, wyspani, wypoczęci i gotowi do dalszej walki – cała noc przespana. Zarówno malec jak i my padliśmy późnym wieczorem wyczerpani bezskuteczna walką  o ssanie cyca. 

Zachowałam się jak wyrodna matka i z premedytacją nie budziłam śpiącego maleństwa. Pozwoliłam 5-cio dniowemu dziecku przespać całą noc bez jedzenia.  Stwierdziłam, że wszyscy tak dalej nie pociągniemy - byłam o krok od odpuszczenia sobie i przejścia na dokarmianie, na razie pokarmu miałam dosyć i dokarmiałam własnym mlekiem, ale przy braku współpracy maleństwa pewnie szybko by zabrakło i trzeba byłoby przejść na sztuczne – dla mnie kompletna rozpacz i porażka na całym froncie …

O dziwo maleństwo wcale nie dawało sygnałów, że coś jest nie tak, jest mu źle czy jest głodne. Przespało w najlepsze przewijanie, przebieranie i godzinną podróż do Szpitala w Wejherowie gdzie mieliśmy się spotkać z Panią Ewą – doradcą laktacyjnym. 

Na początek Pani Ewa chciała ocenić czy maleństwo ssie poprawnie. Bałam się, że dokarmiając strzykawką „z palca” zaburzyłam jego naturalny odruch ssania i coś zepsułam. Jakie było moje zdziwienie, gdy przystawiony zdecydowaną, pewną ręką doświadczonej osoby malec zaczął spokojnie, jakby nigdy nic, ssać pierś. Ssał podręcznikowo, ślicznie biorąc całą brodawkę wraz  z otoczką do buzi, dzięki czemu nie zasysał powietrza i nie ranił wrażliwych brodawek. Ostatnie dni walki i rozpaczy wydawały się nierealnym snem, gdy patrzyłam na synka spokojnie wciągającego pokarm z piersi. OK, czyli problem nie jest z małym – tylko ze mną :(
 
Z Panią Ewą spędziliśmy w sumie około 2h (dwa kolejne karmienia), podczas których nauczyłam się prawidłowo przystawiać malca, trzymać prawidłową pozycję przy karmieniu, używać nakładek na sutki oraz butelki imitującej pierś matki. Malec został od razu zbadany, zważony, obejrzany – wszystko było w najlepszym porządku, krzywdy mu nie zrobiłam ;)

Podsumowując:
Na problemy z karmieniem złożyło się kilka czynników:
- zmiana otocznia, czyli powrót ze szpitala do domu, co było pewnym stresem dla malca,
- apogeum żółtaczki fizjologicznej, gdzie wolał spać niż jeść,
- rozpoczęcie pracy jelit malca, przejście ze smółki na kupkę, co było dla niego bolesne i dlatego nocne płacze,
- mój nawał pokarmowy i trudności z uchwyceniem twardej, nabrzmiałej piersi.

Do powyższego dokładamy brak doświadczenia i przepis na porażkę gotowy. 

Gdy mały cierpiał i nie chciał ssać, ja traktowałam to bardzo emocjonalnie w skutek czego zaczynałam być roztrzęsiona i nerwowa. Malec to czuł i też zaczynał być coraz bardziej nerwowy – tak się nawzajem nakręcaliśmy nie potrafiąc się uspokoić. 
 
Ja nie bardzo wiedziałam co robić i jak podać pierś i czekałam na to co on zrobi, a malec też nie bardzo wiedział co ma sam robić i czekał na pomoc – impas trwał…

Pomoc doświadczonej osoby okazała się niezbędna i nieoceniona. DZIĘKUJĘ !!!!


Minęło już kilka dni od wizyty w Wejherowie i ani razu nie miałam problemu z przystawieniem dziecka do piersi – oboje już wiemy co robić i jak to zrobić :)

Malec je prawie z zegarkiem w ręku a pomiędzy karmieniami słodko śpi. Od czterech dni ani razu nie zapłakał i ani razu nie odrzucił piersi. Sielanka trwa …

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz