niedziela, 25 sierpnia 2013

Karmienie piersią – to czasami wyzwanie …

Na temat karmienia piersią jest tyle opinii ile matek i są one skrajnie różne. Przychodzi całkiem naturalnie, proste, cudowne, przyjemne,  stresujące, koszmar, bolesne, tragedia, nigdy więcej … pełne spektrum emocji i każda na pewnym etapie prawdziwa. Część z nich mam już za sobą, reszta pewnie przede mną …



W szpitalu zaraz po porodzie dostałam nagiego, bezbronnego maluszka na piersi, żeby się przyzwyczaił do mojej flory bakteryjnej, zapachu itp. Wtedy też powinien zacząć działać u niego instynkt szukania piersi … Po ważeniu, mierzeniu i ubraniu znowu dostałam maleństwo w ramiona, tym razem już  na dobre. Położna kazała przystawić go do piersi, tak żeby mógł ją poczuć, possać, polizać i się przyzwyczaić. Nie było to jeszcze karmienie, raczej poznawanie się bliżej i przyzwyczajanie. Po tym etapie położna przystawiła malca do mojej piersi pokazując mi jak powinno prawidłowo wyglądać ssanie dziecka. Wydawało się to proste …

Następnego dnia, ponieważ miałam jeszcze mało pokarmu,  jedna z pielęgniarek pokazała jak dokarmiać maluszka ze strzykawki, wkładając mały palec, żeby nie zaburzać odruchu ssania. To też nie było skomplikowane. Ale po wypiciu herbatki pobudzającej laktację i użyciu laktatora okazało się, że pokarmu mam już dosyć i dokarmianie nie będzie potrzebne. Przez 3 dni pobytu w szpitalu praktycznie nie miałam problemów z karmieniem maleństwa. Było cudownie. Mały w nocy otwierał oczka, podpełzał, łapał brodawkę i brał tyle ile chciał (spaliśmy razem w łóżku, nie byłam w stanie się z nim rozstać ). W ciągu dnia brałam na ręce zaspanego malucha i przystawiałam do piersi – tak mi się wydawało …  Jedynym problemem było rozbudzenie śpiocha, żeby chciał sobie possać …

Tuż przed wyjściem ze szpitala, karmiłam malca „po swojemu”. Wtedy weszła położna, która prowadziła Szkołę Rodzenia, żeby się pożegnać. Rzuciła okiem na ssącego malca i od razu stwierdziła, że nie jest dobrze przystawiony do piersi. Szybkim ruchem skorygowała ułożenie i było dobrze – niestety ja się tego nie nauczyłam …

Walka o ssanie
Problemy zaczęły się po powrocie do domu. Mój aniołek, który w szpitalu ani razu nie zapłakał (oprócz szczepienia, badań i rutynowych kąpieli pod kranem) i który ślicznie sobie jadł kiedy chciał, zmienił się całkowicie. W nocy z wtorku na środę zanosił się płaczem do drugiej w nocy, później zmęczony zasnął na ramieniu tatusia. W środę już nie było mowy o przystawieniu do piersi, na jej widok zaczynał płakać, odwracać głowę, bić piąstkami. Było to dla mnie wielkie zaskoczenie i szok. Tego się nie spodziewałam. Po kilku nieudanych próbach zaczęłam dokarmiać małego tak jak pokazywała położna w szpitalu, strzykawką i palcem. Mały jadł chętnie i całkiem niemało – nie był to więc problem z brakiem apetytu.

 Moje emocje i uczucia były jedną wielką huśtawką, z jednej strony cieszyłam się, że malec w ogóle je a z drugiej strony czułam się fatalnie – zawiodłam jako matka, nie potrafię nakarmić piersią własnego dziecka, ono mnie nie chce i odrzuca … łzy rozpaczy same płynęły … 

Do tego właśnie zaczął mi się nawał pokarmu, piersi stały się naprawdę wielkie, bolące i nabrzmiałe –w sumie nic dziwnego, że malec się ich bał …

Na szczęście miałam telefon do Pani Ewy, która prowadziła nam Szkołę Rodzenia i jednocześnie jest doradcą do spraw laktacyjnych w Wejherowie. Zadzwoniłam, porozmawiałam i dalej próbowałam. Za jej radą przed karmieniem malca odciągałam pokarm laktatorem, tak żeby piersi były bardziej miękkie i malec mógł sobie z nimi poradzić … niestety nie dawało to większego rezultatu. Nadal musiałam karmić strzykawką.
Po całodziennej walce i braku jakichkolwiek rezultatów umówiłam się na czwartek z Panią Ewą w szpitalu, żeby zobaczyła w czym jest problem. Kolejny wieczór i pół nocy płaczu nie nastrajał optymistycznie, w czwartek rano byliśmy wykończeni fizycznie i emocjonalnie. Ale postanowiłam, że będę karmiła piersią i będę o to walczyła. Nad ranem zaczęłam kombinować i próbować różnych sposobów, w końcu po godzinnych staraniach mały złapał pierś i zaczął pięknie ssać. W międzyczasie przeczytaliśmy książki i poradniki dotyczące karmienia, obejrzeliśmy zdjęcia i zalecane pozycje, w rezultacie  skorygowaliśmy sposób przystawiania dziecka (robiłam to bardzo źle). Po trzecim udanym karmieniu piersią, zadzwoniłam do Pani Ewy i odwołałam przyjazd (nie chciałam czterodniowego dziecka brać do szpitala).

Niestety, radość była przedwczesna … wieczorem zaczęło się wszystko od początku, płacz, krzyk, odwracanie główki, bicie piąstkami i histeria kończąca się jedynie po podaniu pokarmu strzykawką … Zrezygnowana poddałam się, sama nie dam rady  … w piątek jedziemy do szpitala :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz