Sobota rano, pierwszy dzień urlopu Mojego Mężczyzny. Budzimy
się z nastawieniem, że mamy jeszcze co najmniej tydzień dla siebie przed
rozwiązaniem i zaczynamy się zastanawiać jak go wykorzystamy. Ostatnie
przygotowania, trochę przyjemności, ostatnie spokojne chwile razem … ale, ale …
pewne sygnały dobiegające z mojego podbrzusza zaczynają być niepokojące.
Od jakiegoś dobrego tygodnia czułam już skurcze
przepowiadające, nic niepokojącego, takie delikatne zwiastuny zbliżającego się
rozwiązania. Ale dzisiejszego ranka były jakby silniejsze i częstotliwość
występowania znacząco wzrosła, ba można powiedzieć że stały się regularne … do
tego charakterystyczny, prawie menstruacyjny lekki ból podbrzusza. Nic, pozostaje czekać i
obserwować.
Śniadanko, pranko, odkurzanko, sprzątanko … dogranie z siostrą sesji zdjęciowej na niedzielę
– ostatnie zdjęcia z brzuszkiem chcieliśmy sobie razem zrobić …
14:00 - brzuszek ciągle daje o sobie znać i coraz
regularniej się napina, jeszcze nie jest to bolesne, ale już trudne do
zignorowania. Zmiana planów, nie jedziemy nad morze – zostajemy na wszelki
wypadek w domu. Sprawdzamy czy walizki zawierają wszystko, co zawierać powinny.
Pakujemy ostatnie rzeczy.
15:00 - Skurcze są
coraz bardziej odczuwalne, niektóre nawet prawie bolesne. Wskakuję pod
prysznic, żeby zobaczyć czy ustaną czy nie … nie ustają. Odchodzi czop śluzowy.
Symptomy są coraz bardziej jednoznaczne.
16:00 – decydujemy o wyjeździe do szpitala. Wejherowo to
jakaś godzinka spokojnej jazdy z Gdyni, podczas której mierzymy skurcze – są co
5 minut i trwają jakieś 40 sekund. Lekki ból, ale nic bardzo uciążliwego – tak,
żeby potrenować oddychanie.
17:00 – docieramy do szpitala. Skurcze trwają. Rejestracja,
badanie ginekologiczne i decyzja o przyjęciu. Wprawdzie rozwarcie dopiero na 1
palec, ale to już pewne – niedługo urodzę. Lekarz prognozuje niedzielę rano,
ale na wszelki wypadek nie odsyła Nas do domu, przyjmuje na oddział, żeby
podłączyć do KTG i poobserwować. I tu kilka słów podziękowania dla lekarza,
który był przesympatyczny i zdecydował się Nas przyjąć pomimo braku rozwiniętej
akcji porodowej. Jak słuszna to była decyzja, miało się wkrótce okazać …
Podczas badania
trochę sobie żartowaliśmy, że poród planowałam dopiero na kolejny tydzień,
jeszcze nie wszystko gotowe, w poniedziałek odbieram zamówiony żel położniczy
do porodu i oczywiście chcę rodzić drogami oraz siłami natury i innej opcji nie
rozważam. Na koniec usłyszałam słowa rzadko słyszane z ust lekarzy: „Bardzo
pozytywne nastawienie – nie powinno być problemów z porodem” ;)
18:40 – po wypisaniu tony papierów, nie wiem jak to robią
kobiety przy zaawansowanej akcji porodowej, trafiam na oddział. Dostaję łóżko i
zostaję podłączona do KTG.
19:00 – odchodzą wody płodowe. Na szczęście leżę na łóżku, a
raczej już w nim pływam …
19:30 – KTG odłączone, zapis zadowalający, badanie wykazuje
brak postępów w rozwarciu. Mam się ruszać żeby przyśpieszyć akcję. Niestety w
ruchu skurcze zaczęły być bardzo bolesne. Trafiły się 3-4 takie, że wisząc na
MM krzyczałam z bólu.
Później analizowaliśmy sytuację i to dlaczego tak bolało
(nawet podczas porodu nie odczuwałam takiego bólu). Doszliśmy do wniosku, że
wszystko zaczyna się i kończy w Naszym umyśle i zależy od nastawienia. Na
oddziale byłam w Sali z dwoma innymi paniami + mąż jednej z nich. Wszyscy sobie
wesoło rozmawiali i żartowali. Ja zaś miałam początek akcji porodowej. Nie
czułam się komfortowo, nie chciałam tam być, nie chciałam przeszkadzać innym i
próbowałam powstrzymać skurcze – co oczywiście potęgowało tylko ból.
20:00 –decyzją lekarza (jestem mu coraz bardziej wdzięczna)
pomimo braku dostatecznego postępu w rozwarciu (tylko 2-3 palce) zostaję
przewieziona na salę porodową. Moje nastawienie ulega całkowitej zmianie – a co
za tym idzie ból również. Na Sali jesteśmy sami (nie licząc personelu, który
przez pierwszą godzinę wypełniał kolejne papiery). Zostaję podłączona znowu do
KTG, leżę spokojnie i mogę się koncentrować na oddychaniu, rozluźnianiu mięśni
podczas skurczu i odpoczynku pomiędzy skurczami. MM odpowiada na kolejne
pytania do kolejnych papierów i trzyma mnie za rękę – pomaga bardzo.
Przyjęcie Nas przez położne na Sali porodowej było co
najmniej dalekie od życzliwości. Zarówno Nas jak i decyzję lekarza nazywały
niezbyt pochlebnie. Nie uśmiechało im się siedzieć do rana z pierworódką, która
„manifestuje”, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę. A rozwarcia brak, postępu w
akcji porodowej brak i co one mają z taką zrobić …
Pierwsze przełamanie lodów – gdy się dowiedziały ile mam lat
… a myślały, że mają do czynienia z młódką ;)
Na Sali pojawił się Mój Pan Doktor, zbadał i dodawał otuchy,
że po odejściu wód powinno pójść szybciej. Rozwarcie na 3 palce, ale będzie
wkrótce lepiej …
Położna poprosiła o zgodę na podanie oksytocyny, żeby
przyśpieszyć akcję – przecież nie będzie ze mną siedziała do rana …
Leżę pod KTG, mam skurcze i koncentruję się na tym, żeby
podczas każdego z nich rozwarcie postępowało. Zaczynam wizualizować skracającą
się i rozszerzającą macicę – też nie chcę leżeć do rana. Postanawiam, że ja im
jeszcze pokażę …
21:00 – dostaję jakiś zastrzyk w pośladek i zostaję wysłana
pod prysznic z piłką. Mam poskakać, pokręcić się, użyć ciepłej wody – wszystko,
żeby pójść na przód. Siedzę pod prysznicem na piłce i obserwuję skurcze – o
dziwo stały się prawie bezbolesne … Nadal wizualizuję pełne rozwarcie … Chce mi
się pić, MM podaje mi wodę pod prysznic – samej nie chciało by mi się wychodzić
– zrobiło się prawie przyjemnie ;)
21:50 – wychodzę spod prysznica, wracam na łóżko. Położna
bada rozwarcie … nagle jej nastawienie uległo zupełnej przemianie. Z bardzo
szorstkiej, prawie nieprzyjemnej osoby, która traktowała Nas jak intruzów w jej
rewirze, robi się konkretna, stanowcza ale bardzo miła i pomocna. Wykonuje masaż szyjki macicy albo coś podobnego podczas każdego skurczu. Nie jest to
wcale takie nieprzyjemne a faktycznie pomaga. A może, już teraz Moja Położna, potrafiła zrobić to naprawdę
fachowo …
22:00 – cały czas czekam na te magiczne 7 cm rozwarcia i
wielki ból – zamiast tego słyszę hasło „zaczynamy poród, pełne rozwarcie” !!!
Ale jak, a gdzie ten brak postępu akcji porodowej, gdzie te bolesne skurcze …
przed chwilą było 3 cm rozwarcia, teraz jest już 10 cm i rodzimy ?! SZOK!!!
MM przygotowuje ciuszki dla dziecka, na Sali pojawia się
kilka osób ze zdziwieniem pytając czy to prawda i faktycznie zaczynam rodzić,
to wygląda bardzo realnie … Moja Położna z dumą melduje, że tak, zaraz dziecko
będzie na świecie …
Zaczynamy skurcze parte. Proszę o ochronę krocza – nie chcę
mieć nacinanego. Moja Położna z chęcią przystaje i obiecuje ochronę. Pełna
współpraca. Ja mówię, kiedy zaczyna się kolejny skurcz, Moja Położna chroni
krocze i mówi kiedy przeć, MM trzyma mnie za rękę i dodaje otuchy (wytrzymując
ściskanie ręki podczas każdego parcia) - wszyscy jesteśmy mokrzy z wysiłku. Pani doktor (neonatolog jak myślę)
obserwuje dziecko i monitoruje jego funkcje – maluch radzi sobie świetnie :) 3-4 skurcze i słyszę
krzyk dziecka !!!
22:20 – II faza porodu zakończona:) Dziecko przyszło na świat,
wszyscy na Sali szczęśliwi i ciągle pod wrażeniem jakości i szybkości porodu … MM ma teraz
ważne zadanie, przecina pępowinę. Moja Położna w tym czasie nad nim czuwa,
chroniąc głowę przed lampą itp. Trudno uwierzyć, ze to ta sama osoba, która nas
przyjmowała na Sali porodowej … jest CUDOWNA.
Dostaję dziecko do przytulenia - uczucie nie do opisania !!! Jest mój chłopczyk, moje szczęście ... czuję prawie fizyczny ból gdy zabierają go do ważenia i mierzenia, chcę go cały czas mieć w ramionach...
Jeszcze tylko jedna czysta formalność – urodzenie łożyska.
Jedno krótkie parcie i pozbywam się z siebie jakiejś bezładnej masy mięsa,
która nie wiedzieć czemu zachwyca lekarzy … podobno jest zaskakująco małe i
grube … ale całe i nieuszkodzone.
Atmosfera na Sali niesamowita, pełna euforia i radość
wszystkich. Poród, który miał się ciągnąć godzinami przebiegł szybko i
sprawnie. Dziękuję Mojej Położnej – to w dużej mierze jej zasługa, swoją szorstkością
i stanowczością potrafiła mnie zmusić do pełnej koncentracji i współpracy,
która wspaniale zaowocowała.
Jeszcze tylko ostatnia faza, czyli 2 h obserwacji po
porodzie i w trójkę udajemy się do Naszego pokoju. Położna zarezerwowała Nam
pokój rodzinny, co oznacza, że MM może zostać z nami przez cały czas pobytu w
szpitalu :)
Podsumowanie:
Poród pojedynczy w 38 tygodniu ciąży.
Czas trwania I okresu -> 5h 10 min – czyli liczone od
momentu przyjęcia do szpitala – 17:00
Czas trwania II okresu -> 10 minut – malcowi szybko
poszło wydostanie się na świat :)
Poród siłami natury, bez znieczulenia, pomocy i zastosowania
leków – położna podała mi roztwór soli fizjologicznej albo tylko ukuła, żeby zmotywować
do współpracy :)
Ocena noworodka w skali Apgar – 10 punktów
Masa ciała noworodka : 2870 g
Długość ciała noworodka : 54 cm
C.D.N.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz