Głośny krzyk wykrzywia maleńkie usteczka, twarzyczka robi się czerwona, małe ciałko pręży się i napina. Wygląda, że dziecko cierpi przeokropnie … a rodzice razem z mim … bezradność i bezsilność, która czasami przeradza się w desperacką złość prowadzącą do okropnych aktów przemocy. Czy tak musi być, czy można zapanować nad kolką i uspokoić płaczące niemowlę?
Po powrocie ze szpitala, gdy Młody dał popis swoich możliwości i przepłakał pół nocy postanowiłam znaleźć jakąś instrukcję obsługi dziecka oraz dowiedzieć się co to właściwie jest ta cała mityczna kolka, będąca postrachem rodziców. Wśród różnych, niezbyt przydatnych opisów, opinii i porad ograniczających się do stwierdzeń „ten typ tak ma”, „trzeba przeczekać” trafiłam na recenzję książki „Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy” dra Harveya Karpa.
Po przeczytaniu pierwszych recenzji, Mój Mężczyzna został wysłany w trybie przyśpieszonym do najbliższego Empiku w celu nabycia rzeczonej pozycji drogą wymiany towarowo pieniężnej. Powiem szczerze – przeczytałam jednym tchem (na kilka rat, ponieważ głównie podczas karmienia Młodego). Książka nie dość, że zawiera dużo ciekawych i przydatnych informacji to jeszcze napisana bardzo przystępnie. Jak to skwitował MM – dla typowego Amerykańca ;)
Nie mam zamiaru streszczać całej książki, ale generalnie dr Karp rozprawia się z mitem kolki i daje kilka prostych, ale bardzo skutecznych rad jak zapobiegać wielogodzinnym płaczom dziecka.
Do mnie przemówiła koncepcja brakującego czwartego trymestru ciąży, wyjaśniająca dlaczego dziecku przez pierwsze miesiące życia należy zapewnić warunki jak najbardziej podobne do tych, które panowały w brzuszku mamy.
Szczerze mówiąc od samego początku starałam się obserwować i rozumieć potrzeby Młodego. Zresztą już w ciąży nawiązaliśmy nić porozumienia :) Zaraz po porodzie, podczas pierwszej wspólnej nocy w szpitalu Maleństwo zakwiliło dwa razy i zawsze czułam/wiedziałam dlaczego. Raz było mu za gorąco i duszno – przytulałam go zbyt mocno do siebie, drugim razem wręcz czułam jego strach i tęsknotę za znajomym, przyjaznym środowiskiem z brzuszka. Po usunięciu przyczyn – spał zupełnie spokojnie, bez płaczu.
To samo dotyczyło późniejszych płaczów i ich przyczyn. Płacz wywołany brakiem zaspokojenia jakiś potrzeb; głód, zmiana pieluszki, zmęczenie, wzdęcia czy problemy z wypróżnieniem jest zupełnie inny niż płacz wywołany wSumieNieWiadomoCzym. I właśnie na ten ostatni dr Karp ma niezawodną receptę, która naprawdę działa. Wypróbowaliśmy ja przez ostatnie pięć tygodni i nigdy nie zawiodła.
Metoda Karpa, określana mianem „5S” sprowadza się do wykonywania określonej sekwencji czynności w określonej kolejności i określony sposób.
- Spowijanie, czyli ciasne otulenie dziecka – to podstawa, pozwala na opanowanie machających rączek i nóżek dziecka, które napędzają tylko jego histerię. Faktycznie noworodek ma zupełnie nieskoordynowane ruchy, potrafi sam
siebie uderzyć i nie uświadamia sobie, że to jego własne kończyny.
Czasami gdy Młody był tylko trochę nerwowy, a my nie chcieliśmy go
spowijać, wystarczyło przytrzymać machające rączki i po chwili szarpania
wyciszał się i uspokajał.
Do spowijania używamy kocyka. Prawidłowe spowicie wymaga chwili uwagi, ale naprawdę procentuje. Są gotowe otulaczki, ale nie sprawdzałam ich skuteczności. - Stabilna pozycja na boku lub brzuchu. W książce są podane przykładowe i można wybrać swoją ulubioną. MM lubi położyć Młodego na ramieniu na boku, ja wolę przytulić do siebie. Dr Karp wyjaśnia również różne odruchy niemowlaka, z czego wynikają i co uruchamia/wyłącza zachowania dziecka. Dużo łatwiej rozumieć zachowania malucha mając tą świadomość. Np. odruch „moro” i uczucie spadania – każdy z Nas by się denerwował gdyby myślał, że spada w przepaść …
- Wyciszszszszanie, czyli głośny szum, który przypomina dźwięki słyszane przez dziecko w łonie matki. Zaskoczył mnie poziom natężenia hałasu, który towarzyszył maluchowi przez te dziewięć miesięcy. Wszyscy wiedzą, że nawet bardzo marudne dziecko usypia po włożeniu do samochodu i dostatecznie długiej przejażdżce ;) W trakcie dnia, jak Młody marudzi wsadzam go do nosidełka i zaczynam odkurzać – efekt murowany; Młody słodko śpi a mieszkanie czyste :) Wieczorem, po spowiciu jeśli zdarza mu się płakać to MM syczy Młodemu głośno do ucha.
- Skokołysanie, czyli kołysania ze skakaniem. Nie mylić z potrząsaniem prowadzącym do tak zwanego zespołu dziecka potrząsanego (SBS, Shaken Baby Syndrome). Główka dziecka powinna być w stabilnej pozycji, albo tylko „trząść się jak galareta”. Jeśli Młody jest w miarę spokojny, to robię z Nim przysiady, wypady, lekkie podskoki – czyli wieczorny trening na nogi. Po zakończeniu zestawu ćwiczeń – dziecko śpi. Jak ma prawdziwy atak „kolki” czyli histerycznego płaczu potrzebne bardziej radykalne środki; spowitym kokonikiem potrząsam lekko i miarowo, tak żeby główka lekko drżała, właśnie „jak galareta”. I naprawdę niesamowite jest to co się dzieje z dzieckiem. Buźka wykrzywiona histerycznym płaczem, którego wydawałoby się nic nie będzie w stanie uspokoić, w ciągu kilku minut odpręża się, rysy łagodnieją a na twarzy pojawia się wyraz błogiego spokoju i dziecko usypia. Odkładane w kokonie przesypia bez problemu od 3 do 4 godzin, póki głód nie zbudzi :)
- Ssanie, etap opcjonalny. Ja nie używam. Po wykonaniu powyższych czterech kroków, Młody smacznie śpi, więc żadne ssanie nie jest mu do szczęścia potrzebne ;) Dostaje pierś jak się budzi z głodu. I jeśli go nie rozwijam z kokonu, to zaraz po karmieniu dalej zasypia.
Obecnie dziecko kończy siódmy tydzień i od momentu zakupu książki i stosowania się do wskazanych zasad, ani razu nie płakało dłużej niż kilka/kilkanaście minut – tyle trwa spowicie i uspokojenie malca. Noce są praktycznie przespane – nie licząc przerw na karmienie.
Największym problemem było dla Nas przełamanie się do spowijania malca. Mieliśmy wrażenie, że ograniczamy jego wolność i robimy mu krzywdę – w rzeczywistości tego właśnie ograniczenia oczekuje. Drugi element, którego nie lubię to fakt, że nie śpi razem z Nami i nie mogę poprzytulać podczas karmienia. Spowitemu wygodniej w jego łóżeczku na twardym materacu. Czasami nad ranem rozwijam więc moje dziecię i karmię go bez kocyka, ciesząc się bliskością i ciepłem ciałka.
Całość najlepiej podsumował MM, stwierdzając że zakup książki „Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy” to było najlepiej wydane 40 zł od długiego czasu, jeśli nie kiedykolwiek :)
Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuń