środa, 25 września 2013

Serce krwawi …

Nie wiem co mnie dzisiaj podkusiło, co za czort … a tak dobrze mi było, błogosławiona niewiedza. Od ponad miesiąca żadnej telewizji, żadnych newsów, gazet, wiadomości na portalach informacyjnych. Pełne skupienie na tym co ważne; Mój Mężczyzna, Ja i Maleństwo - nauka wspólnego życia, budowanie harmonii, walka ze zmęczeniem, poznawanie się w trójkę … I dzisiaj właśnie jakieś licho mnie podkusiło i wlazłam na portale informacyjne – a tam … sami pewnie wiecie co :)

Jedna poraniła, druga zabiła, kolejna zagłodziła, ktoś skatował … czy tylko mi się tak wydaje, czy większość wiadomości dotyczy maltretowanych dzieci i niemowląt ?!

Właśnie karmiłam Młodego piersią, gdy trafiłam na opis śmierci niespełna 3 miesięcznej Nadii. Czytałam i patrzyłam na swoje dziecko … kurcze blade, nie jestem osobą, która łatwo się rozkleja, ale zestawienie informacji o zakatowanej małej dziewczynce z widokiem spokojnie ssącego pierś mojego synka podziałało natychmiast. Ciarki i dreszcze przeszły mnie na samą myśl, że mogłoby coś się  stać Młodemu… 

Normalnie nie lubię emocji, zaciemniają obraz i nie pozwalają na znajdowanie rozwiązań, ale trudno było wyłączyć uczucia. Znowu ta nieodparta chęć cofnięcia czasu i pomocy niewinnemu maleństwu. Po chwili jednak górę nad emocjami wziął zdrowy rozsadek i zaczęły się nasuwać pytania; dlaczego nikt wcześniej nie zauważył dramatu dziecka, czy nie można było zapobiec, czy musi się wydarzyć tragedia, żeby ktokolwiek otworzył oczy ?

Przyczyna czy skutek

Zastanawiam się, czy poza kolejnym chodliwym newsem, artykułem, który napędzi czytelników, bo o takich tragediach się dużo i chętnie mówi, ktoś ma zamiar zrobić coś z kolejnymi aktami przemocy wobec noworodków. I nie myślę tu o karaniu rodziców, bo to życia dziecku nie zwróci, a o zapobieganiu takim sytuacjom. Czy ktoś się zastanawia dlaczego rodzice tak postąpili, jak można było temu zapobiec, może sami potrzebowali pomocy … Gdzie leżała prawdziwa przyczyna śmierci małej dziewczynki…

Bo najłatwiej stwierdzić, że rodzice to zwyrodnialcy i wydać wyrok skazujący. Tylko czy to coś zmieni? Czy naprawdę kary poskutkują odstraszająco na kolejnych niedoświadczonych, niestabilnych emocjonalnie, zdesperowanych rodziców? Może ta młoda kobieta nie znała innych metod na uciszenie dziecka jak tylko bicie, może sama była bita i tak uciszana? 

W tych wszystkich emocjonalnych doniesieniach o kolejnych aktach przemocy zawsze brakuje mi informacji dlaczego dana osoba postąpiła w tak okrutny sposób. 

Poród to dopiero początek

Dużo się słyszy o polityce prorodzinnej ale jakoś nie widzę większej pomocy dla świeżo upieczonych mam. I znowu nie mam na myśli pomocy finansowej, tylko realnego wsparcia po porodzie i w pierwszych miesiącach wychowywania dziecka. 

W ciąży kobieta jest pod ciągłą opieką. W większości wypadków jest w stanie całkiem dobrze, samodzielnie funkcjonować, a gdy ciąża jest zagrożona to ma zapewnioną stałą opiekę lekarską. Do porodu jest przygotowywana przez Szkoły Rodzenia. Przy porodzie również ma  pomoc zarówno bliskich jak i położnych i lekarzy … ale po wyjściu ze szpitala w większości wypadków jest pozostawiona sama sobie i musi się borykać z zupełnie nową rzeczywistością, obolałym i poranionym ciałem, huśtawką hormonów, ciągłym przemęczeniem, często problemami w związku i opieką nad płaczącym noworodkiem. W większości przypadków nie jest przygotowana na to co się dzieje po opuszczeniu szpitala. 

Na dobra sprawę, żeby prowadzić samochód trzeba zdać więcej egzaminów niż aby zostać rodzicem, co jest dużo bardziej wymagającym zajęciem.  Paradoksem jest to, że aby adoptować dziecko należy spełniać milion różnych bardziej lub mniej absurdalnych warunków, zaś rodzicem może zostać każdy, nawet skrajnie nieodpowiedzialny osobnik.

Nie proponuję obowiązkowych egzaminów na rodziców, nie zgłupiałam, ale czy nie można by wprowadzić jakiś zajęć dla przyszłych rodziców? Czegoś co przygotuje na czekające ich wyzwania, zarówno psychicznie jak i „manualnie”. Chodzi mi o umiejętność uspokajania płaczącego noworodka i radzenia sobie z tak zwanymi „kolkami”. Coś więcej niż suche stwierdzenie „należy przeczekać”, bo jak widać nie każdy jest w stanie przeczekać …

Chociaż patrząc na realia mam mało złudzeń, praca u podstaw jest ciężka, żmudna i mało efektowna (nawet gdy efektywna). Lepiej podjąć jakieś łatwe działania populistyczne, które dadzą kilka głosów więcej w kolejnej kampanii wyborczej :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz