Czasami w połowie spaceru nagle wózek przestaje się dziecku podobać
i słodki sen wraca dopiero w Naszych objęciach. Póki Maleństwo ma 3 kg nie ma
problemu, ale On tak szybko rośnie … Po drugim albo trzecim spacerze, gdy
wracaliśmy z Maleństwem na rękach - to znaczy ja pchałam pusty wózek, a MM
niósł Maleństwo na rękach – dorośliśmy do pomyślenia o nowym gadżecie, czyli chuście :)
Z pozoru temat wydawał się prosty, trzeba kupić długi
kawałek materiału, odpowiednio go zawiązać, włożyć dziecko i po sprawie. Acha …
naiwności. Weszłam do netu „na chwilkę”, żeby poczytać o chustach, jakie są
polecane, od kiedy nosić i jak nosić … i gdzieś mi wcięło pół nocy :(
Wybór chusty jest równie skomplikowany jak wybór wózka!
Elastyczne, tkane, kółkowe, z bambusem, bawełniane … kurczę chyba doktorat z
tego można zrobić! A do tego różne sposoby wiązań, różne firmy, nie mówiąc o tak
przyziemnej rzeczy jak mnogość kolorów – RATUNKU!!!
Jedynym rozsądnym wyjściem z opresji wydawało się
znalezienie jakiegoś sklepu na terenie Trójmiasta, gdzie ktoś doświadczony
będzie w stanie mi opowiedzieć i pokazać co i jak. Po chwili buszowania po necie
znalazłam, cały jeden, sukces jak na tak małą miejscowość jak Trójmiasto ;)
Następnego dnia rano zapakowaliśmy Młodego i ruszyliśmy na
drugi koniec świata, czyli gdzieś w okolice Gdańska do sklepu o wdzięcznej
nazwie MamaZEN. W swojej
naiwności myślałam, że pokażę Maleństwo, dostanę jedyną właściwą chustę, wsadzę
malucha, żeby zobaczyć czy mu się podoba i wyjdę cała zadowolona z nowym
nabytkiem. Było PRAWIE tak, jak sobie wyobrażałam. A że prawie robi dużą różnicę
…
Chusty elastyczne, o których się naczytałam, że najlepsze
dla noworodka, owszem były, ale Pani nie wiedziała jak się je wiąże i
generalnie nie polecała, bo szybko dzieci wyrastają … OK, więc elastyczne NIE.
Na polu bitwy zostały chusty tkane i to tylko jeden
rodzaj, żeby można było noworodka w nich umieścić. Wydawało się, że będzie już
z górki. Ale tylko pozornie – 3 firmy i 5 półek różnych kolorów i wzorków, a
między nimi ŻADNEJ czarnej – czyli noszenie dziecka przez MM odpada, chociaż w
pokazowej, kolorowej uważam że mu bardzo do twarzy było. Tylko mi jakoś na
słowo nie uwierzył … czarna i koniec …
Drugie zderzenie z rzeczywistością – chustowaliśmy dyżurną
lalkę, więc nadal nie wiem, czy Nasz Młody będzie zadowolony ze zmiany środka
lokomocji :(
Byłam już prawie zdecydowana na jedną z chust, jeszcze tylko
kilka kolorów do przejrzenia zostało, gdy wzrok mój padł na nosidełko – proste,
neutralne w kolorze i dostosowane do noworodka – BINGO!
Wybór zaakceptowany przez MM, nosidło zakupione, spakowane i
przywiezione do domu.
Dzisiaj odbyła się próba generalna umieszczenia Maleństwa w Naszym
nowym nabytku. Wynik; 1-0 dla dziecka, nosidełko przegrało. Ramiona rodziców w
nic nie uzbrojone górą …
HELP!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz