Czy Matka może chcieć skrzywdzić własne dziecko? Czy nie
jest to sprzeczne z naturą i instynktem macierzyńskim? Czy można odreagowywać
stres na słodkim, uśmiechniętym, różowiutkim niemowlaku, którego każdy kawałek
małego ciałka zdaje się być stworzony do całowania? Okazuje się, że niestety
tak. ..
Niedzielny poranek, wstajemy rano mocno zmęczeni po
sobotnich szaleństwach i średnio przespanej nocy. Noc nieprzespana nie z powodu
dziecka, Młody w przeciwieństwie do Nas spał snem sprawiedliwego … prostego
wytłumaczenia i alibi nie będzie, nie ma tak łatwo …
Zmęczenie powoduje lekkie rozdrażnienie i rozkojarzenie, ale
jeszcze nic nie zapowiada katastrofy …
Mój Mężczyzna robi śniadanie w kuchni, ja przewijam Młodego,
odkładam do bujaczka i zaczynam ogarniać sypialnię. Po chwili zabawy Młody zaczyna
marudzić więc biorę go na ręce, żeby sprawdzić o co chodzi – no przecież chce
jeść …
To jeszcze tylko wyparzę łyżeczkę, żeby dać Fenistil i
siadamy do karmienia, mojego ulubionego momentu, gdy Młody łapie pierś i
zaczyna łapczywie pić ciepłe mleko od czasu do czasu patrząc mi zadziornie w
oczy i puszczając sutek żeby się uśmiechnąć …
Z lekkiego letargu wyrywa mnie gwałtowny, rozpaczliwy płacz
dziecka. Jestem przerażona … Boże co ja zrobiłam !!! Młody wrzeszczy w
niebogłosy, a ja powoli sobie uświadamiam, że oto wrzątek przeznaczony dla łyżeczki
wylądował na jego malutkiej nóżce… Głupia Matka !!!
Lekka panika i
zamiast pomagać dziecku tylko go tulę i głaszczę. Na szczęście MM jest w
pobliżu i wie co robić, zabiera mi dziecko i wsadza nóżkę pod zimną wodę. Krzyk
dziecka nie ustaje ani na chwilę …
Nie jestem w stanie funkcjonować
i logicznie myśleć. MM sprawdza w necie co dalej, dzwoni do lekarki, później do
szpitala, leci do apteki po Paracetamol na ukojenie bólu …
Po 10-15 minutach schładzania
nogi biorę Młodego na ręce i tulę, płacz nie ustaje. Rozbieram z mokrego ubrania
i otulam w ciepły kocyk. Płacz już nie jest ciągły, od czasu do czasu ustaje.
Wyjmuję zimnego ogórka z lodówki, kroję na plasterki i robię zimy okład … Młody
próbuje się uśmiechać, ale ból jeszcze daje o sobie znać i kończy się płaczem.
Podajemy Paracetamol, po chwili
widać ulgę na twarzy dziecka. Ubieramy Młodego i jedziemy do szpitala. Zmęczony bólem i
płaczem maluszek szybko usypia…
Skończyło się poparzeniami I i II
stopnia, kilkoma brzydkimi bąblami i długo gojącymi się ranami. Co drugi dzień
jeździmy na zmianę opatrunku. Już w szpitalu, po przebudzeniu się, dziecko
machało radośnie chorą nóżką i nie płakało. Trzy dni był na Paracetamolu i
praktycznie przesypiał cały dzień … dobrze, bo
we śnie zdrowieje.
U niemowlaka poparzenie to
choroba całego malutkiego organizmu, niezbędna jest obserwacja i pilnowanie czy
nie występuje szok pourazowy. Na szczęście obyło się bez powikłań, ale długie spacery
odpuściłam, żeby nie obciążać i tak osłabionego układu odpornościowego.
Od wypadku z wrzątkiem minęło
kilka dni, Młody już nie pamięta o zdarzeniu a obandażowana nóżka zupełnie mu
nie przeszkadza w zabawie i wierzganiu. W przyszłym tygodniu opatrunki
prawdopodobnie zostaną zdjęte i tylko skóra będzie musiała się wygoić … nie
zostanie śladu. Ale …
Właśnie to „ale” siedzi mi w
głowie i nie daje spokoju. Dlaczego tak skrzywdziłam swoje dziecko!!!
Proste wytłumaczenie to zmęczenie
i chwila nieuwagi, ale to wymówka. Według mojej filozofii życia nic nie dzieje
się bez przyczyny i naszej woli. Dostajemy od życia dokładnie to, czego chcemy i to,
co przyciągamy. Wszystko zaczyna się w naszej głowie, myślach, pragnieniach … zgodnie
z tym w co wierzę, muszę przyjąć do wiadomości, że chciałam skrzywdzić dziecko …
tylko wtedy mogę zapobiec takim sytuacjom w przyszłości …
Zaczęłam analizować swoje myśli,
odczucia, emocje szukając odpowiedzi i … chyba znalazłam … po porodzie Matka
musi zrezygnować z kawałka swojego życia na rzecz dziecka. I nawet jeśli robi
to z radością i świadomie, bo Maluch naprawdę potrafi wynagrodzić wyrzeczenia,
to gdzieś głęboko czai się znużenie i tęsknota za utraconym życiem. Do tego dochodzi
zmęczenie zarówno fizyczne jak i psychiczne i w pewnym momencie chce się wołać
o pomoc. Nawet najsilniejsza osoba, która radzi sobie z przeciwnościami losu,
od czasu do czasu potrzebuje, żeby ktoś przytulił, pogłaskał, pocieszył i
obiecał, że będzie znowu można żyć pełną piersią.
I paradoksalnie, w takich sytuacjach matki
ciężko chorych dzieci, dzieci po przejściach maja łatwiej. Nie, nigdy w życiu
bym nie chciała żeby mojemu dziecku się stało naprawdę coś złego, ale właśnie wtedy
ma się współczucie otoczenia, wsparcie, realne problemy z którymi się walczy i
mózg nie wymyśla głupot.
Młody jest perfekcyjnie zdrowy,
największym problemem są czerwone plamy na buzi (teraz już tylko od ślinienia
się), nie płacze, rzadko marudzi … pełnia szczęścia. Ale tak samo muszę go
nosić na rękach, czuwać, budzić się w nocy, być 24 h na dobę dla Niego …Oblanie
wrzątkiem było krzykiem o pomoc. Krzykiem mówiącym: „Popatrzcie, mam dosyć, też
sobie nie radzę, też chcę pomocy i wsparcia !!!” Tylko dlaczego dziecko musi tak cierpieć …
Zdiagnozowanie przyczyny problemu
jest początkiem jego rozwiązania. Medytacja, wizualizacja, kilka zmian w
rutynie dnia … nie chcę więcej krzywdzić swojego dziecka. Niezależnie czy robię
to świadomie czy podświadomie, więcej krzywda mu się nie stanie !!!
Ekstremalnym przypadkiem, gdy matka
świadomie krzywdzi dziecko jest tak zwany „Zastępczy zespół Munchausena”, gdy
matka krzywdzi dziecko tylko po to, by potem się nim opiekować. Matka truje
dziecko powodując jego chorobę, żeby móc pokazać jak bardzo się przejmuje i jak
dobrą opiekunką jest. Otoczenie
zazwyczaj uważa ją za wzór troskliwej matki i ceni za to, jak świetnie sobie radzi
z nieszczęściami, jakie na nią spadają.
Może więc powinniśmy doceniać
Matki za to, co robią na co dzień i jak walczą z drobnymi sprawami codziennymi,
żeby nie musiały się uciekać do tak ekstremalnych posunięć … chociaż „Zastępczy
zespół Munchausena” to już cięższa choroba psychiczna :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz