środa, 8 stycznia 2014

Matka przechodzi na dietę … od jutra

Matka dostała dzisiaj burę i przyrzekła natychmiastową poprawę. Matce prawdę mówiąc się należało i to należało się już dawno. Ale jakoś do tej pory miała taryfę ulgową i mnóstwo racjonalnych wymówek. Dopiero naga prawda musiała pięścią między oczy uderzyć, żebym przyznała się do popełnianych grzeszków i zechciała je naprawić.

Zupełnie jak z alkoholikiem, on nigdy nie pije, a jeżeli już, to ma zawsze dobre alibi i usprawiedliwienie dla kolejnego kieliszka. Tak samo było ze mną jeśli chodzi o czekoladę. Czekolada codziennie być musiała i koniec. 

Już w połowie ciąży zaczęłam sobie folgować, bo wyniki świetne, bo waga nie idzie do góry, bo przecież nie mam innych zachcianek, bo i tak dodatkowej fałdki nie widać. I właśnie się tej fałdki teraz pozbyć nie mogę:(

Ale nie o fałdkę tu chodzi, to drobiazg. Zaczęłam żreć, tak żreć bo tego już jedzeniem nazwać nie można, słodycze. I to nie byle jakie słodycze, czekolada codziennie być musi. Bez tabliczki czekolady dzień nie może się na dobre zacząć a tym bardziej zakończyć. W ciąży były lody + czekolada, w połogu były ciasta tortowe + czekolada, teraz została już tylko czekolada. Resztę jestem w stanie kontrolować a tego czarnego diabelstwa nie :(

No i się stało to co się stać musiało, Młody zaczął odczuwać moją niesubordynację żywieniową. Jakiś czas temu wyskoczyły mu na buzi brzydkie plamy, które niestety z czasem były tylko brzydsze i większe. Wyrok potwierdzony przez dwie lekarki – alergia pokarmowa.  OK, jak alergia pokarmowa to trzeba wprowadzić dietę eliminacyjną i wyeliminować z jadłospisu produkty będące alergenami – nic prostszego, Matka sobie pomyślała … i przystąpiła do dzieła.

Na śniadanie zamiast mieszanki musli z owocami i jogurtem został wprowadzony chleb z szynką, żeby wyeliminować ewentualne orzechy. Mleko i przetwory mleczne również dostały zakaz wstępu do domu, tak na wszelki wypadek. Cytrusom powiedziałam stanowcze NIE!

Okazuje się jednak, że moja silna wola robi ze mną co chce a świadomość to wypiera. Mleko w domu nie – ale na mieście tylko kawa z mlekiem, orzechy w musli nie – ale pyszny tort bezowy z masą orzechową został skonsumowany prawie w całości. No i czekolada, całkowicie i zupełnie zanegowałam jej rolę jako alergenu i nadal wcinałam nieprzyzwoite ilości dziwiąc się czemu moje dziecię ma coraz bardziej wysypana i oszpeconą swoją śliczną twarzyczkę :(

A najgorsze jest to, że kiedyś, dawno temu, gdy przygotowywałam się do zawodów fitness byłam w stanie utrzymać rygorystyczną dietę przez dłuższy czas. Teraz, gdy chodzi o dobro dziecka nagle zaczynam mieć problemy z odmówieniem sobie drobnych przyjemności. 

Po wyjściu od lekarki miałam mocne postanowienie, zaczynam naprawdę kontrolować to co jem. Buźka Młodego w końcu musi być znowu śliczna. Po czym poszliśmy na śniadanie, a ja zamówiłam … naleśniki z polewą czekoladową .  Szkoda słów :(

Idę do kuchni wyrzucić czekoladę … może jej nie zjem w drodze do kosza …


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz