Pewnego pięknego dnia Mój Mężczyzna oznajmił, że chciałby
się wybrać do kina. Szybko sięgnęłam pamięcią wstecz … kiedy to my ostatnio
byliśmy w kinie i na czym? Cholera nie pamiętam. To było jeszcze w ciąży. Miał
być jakiś dobry, poruszający film, ale pamiętam tylko lekkie rozczarowanie.
Niestety ostatnio takie rozczarowania są coraz częstsze. Coś co naprawdę warto
obejrzeć, przeżyć, celebrować jest coraz rzadsze w dzisiejszych czasach.
Ogarnia Nas niestety wszechobecna bylejakość.
Jak śpiewał Michał
Bajor w piosence ”Ogrzej mnie”:
„… memu ciału wystarczy
trzydzieści sześć i sześć,
mojej duszy potrzeba znacznie więcej…”
mojej duszy potrzeba znacznie więcej…”
Moja dusza szuka i szuka i znaleźć nie może. Wszystko
jakieś takie miałkie i powierzchowne …
Ale dosyć tego biadania. Wyszło mi, że raz na pół roku
należy Nam się seans kinowy. Nawet jeżeli towarzyszyć mu ma kolejne
rozczarowanie. Jako rodzice czteromiesięcznego Brzdąca mieliśmy świadomość, że
od podjęcia decyzji do wcielenia jej w życie dzieli Nas jeszcze kilka poważnych
kroków. Przecież nie weźmiemy Młodego ze sobą do kina. A na pewno nie na Hobbita w 3D ;)
Telefon do Babci rozwiązał ten problem, w sobotę może zostać
z Młodym. Nawet sylwestrowe przejścia jej nie zniechęciły do opieki nad
wnukiem. Co My byśmy bez tych Babć poczęli …
Pierwotnie zakładaliśmy, że pójdziemy na wieczorny seans w
sobotę. Tylko świadomość, że Młody wieczorem jest trochę bardziej wymagający ciągle
nie dawała spokoju.
Pobudka w sobotni poranek. Podczas śniadania obok siebie
mieliśmy najszczęśliwsze i najspokojniejsze dziecko jakie można sobie wymarzyć.
Szybka decyzja i telefon do Babci – „Przyjeżdżaj, idziemy na 12:30. Seans dla
dzieci, z dubbingiem, ale Młody jest teraz aniołkiem.”
Hobbit nie należy do najkrótszych filmów, dodając do tego
dojście i powrót z kina, robią się prawie cztery godziny pozostawienia Babci na
pastwę szczęk Młodego. Laktator poszedł w ruch, zobaczymy jak wypadnie druga
runda Młody kontra butelka. Babcia
odważnie podjęła się nakarmienia dziecka w razie potrzeby. Stwierdziła, że jakby
coś poszło nie tak to wie już jak go uspokajać – najwyżej będzie miała świeżutkie krwiaki, bo tamte trochę już zbladły ;)
Zostawiliśmy Babcie uzbrojoną w butelkę z moim mlekiem oraz
telefon, który ma bezzwłocznie użyć w razie konieczności i udaliśmy się do kina.
Reklamy przesiedziałam zastanawiając się, co mnie podkusiło, żeby zostawić moje
maleństwo bez dostępu do cyca. Podczas pierwszych scen filmu już tęskniłam za
moimi małymi rączkami i ciepłym ciałkiem, a chwilę później nie wytrzymałam i
cichcem, zgięta w pół wypełzłam z sali kinowej, żeby wykonać telefon kontrolny. I co usłyszałam ?!
„Przemuś właśnie zjadł mleko z butelki i słodko śpi. Niczym się
nie martwcie. Druga porcja mleka jest
jak się obudzi. Miłego oglądania”.
Zgłupiałam. Jak to zjadł z butelki? Tak po prostu? Bez awantur
i krzyków o cycusia? Skończyłam oglądanie filmu z mieszanymi uczuciami; radość,
że zjadł z butelki i dogaduje się z Babcią mieszała się z zazdrością, że nie jestem już koniecznie potrzebna i niezbędna :(
A sam film? Był OK. Ale jeśli o mnie chodzi to mała strata
czasu. Prawdę mówiąc szłam z nadzieją, że w 3D zobaczę bajkowe Shire i
przepiękny dom Bilbo Bagginsa, w którym zamieszkałabym bez
chwili zawahania. Przyznaję się bez bicia, książek nie czytałam, jakoś wolę
klasykę i przez te nie udało się przebrnąć, ale kuzia mać przez ¾ filmu sceny
bijatyk i walk to lekka przesada :(
PS. Książki Christophera Moore jako lekka rozrywka są całkiem niezłe :) Przy "Brudnej robocie" spłakałam się ze śmiechu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz