środa, 5 lutego 2014

Małe kroczki, wielkie przeżycia

Pół roku!! Tyle czasu zajęło mi dojrzewanie do tego, żeby samodzielnie opuścić mieszkanie, wyjść bez dziecka i zrobić coś tylko dla siebie. To był prawdziwy szok i przeżycie. Ostatnio tak się czułam latając na paralotni ;) Jest to niezbity dowód na to, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia i całkowicie ulega zmianie w zależności od warunków.



Od zawsze byłam samodzielna, niezależna i lubiłam nowe wyzwania – te sportowe najbardziej. Im trudniej tym lepiej … Tymczasem od początku ciąży pozwoliłam sobie na lekkie ubezwłasnowolnienie. I ze zdziwieniem stwierdziłam, że podobało mi się to :)
 
Wszędzie byłam zawożona, przywożona, odwożona. Zawsze pod czyjąś opieką, zawsze ktoś pomagał, uważał, dbał. Siłownia, wyjazdy, wyjścia, imprezy zawsze z osobą towarzyszącą. Bieganie do końca ciąży na wysokim obcasie – a i owszem, ale zawsze męskie ramie obok jako wsparcie. Tak, czułam się dopieszczona a nawet rozpieszczona ;)

Efekt, od ponad roku, czyli początku ciąży, nie prowadziłam samodzielnie samochodu i praktycznie nie wychodziłam sama. 

Jednak po pół roku prób wyjścia razem z Moim Mężczyzną na jakieś zajęcia sportowe skapitulowałam. Jak tak dalej pójdzie to całkowicie skapciejemy! 

OK, spacery, pilates z niemowlakiem, ćwiczenia w domu, Chodakowska na płycie, wspólne weekendowe wypady, wszystko fajnie … ale chcę więcej. Chcę zajęć, wysiłku, treningu. Chcę siłowni, jogi, łyżew, rowerów, nart, nurkowania, rolek …  trzeba przełamać impas i … wyjść na zajęcia samodzielnie :)

Jak postanowiłam tak też uczyniłam. Krótkie rozeznanie w internecie, co gdzie i o której można zrobić. Wybór padł na zajęcia jogi, uważam że to dobra opcja na wzmocnienie i uelastycznienie mięśnia po dłuższej przerwie i powrót do formy po porodzie. No i miałam ochotę, żeby ktoś poprowadził mi zajęcia, jakoś nie chce mi się już samej wymyślać i układać …

Poniedziałek wieczór, cały dzień z niecierpliwością czekałam na ten moment. Oczywiście nie obyło się bez wahań i rozterek. Czy Młody będzie grzeczny, czy powinnam sama wychodzić i zostawiać MM po całym dniu pracy z dzieckiem zamiast spędzić wspólny wieczór…

18:45 MM wraca z pracy i rozwiewa resztki moich wątpliwości. On też wie, że tak dłużej nie pociągniemy. Musimy się nauczyć wychodzić osobno.
18:50 karmię Młodego i oddaję pod opiekę MM. Powinni te 2h sobie samodzielnie poradzić :)
19:10 wskakuję do samochodu i jadę na zajęcia. Pierwszy raz po roku samodzielnie prowadzę samochód!!! Ale jak z jazdą na rowerze – tego się nie zapomina. Zapomniałam jak to lubiłam. Ale na wszelki wypadek wzięłam stary samochód, jak jemu coś zrobię to nie będzie szkoda ;)
19:30 zaczynam zajęcia jogi. 

Jak było – super. Czy mam zamiar kontynuować – oczywiście, że tak.

I nie chodziło o to wyjście, bo większość ludzi robi to na co dzień i nie jest to żaden wyczyn, ale o przełamanie barier i granic, które sama sobie narzuciłam. Takie ograniczenia każdy z Nas sobie narzuca i wydaje nam się, że nie jesteśmy wstanie ich obejść. Przyzwyczajenie, rutyna, strach przed wyjściem ze strefy komfortu, to są czynniki które Nas powstrzymują przed zrobieniem kolejnego kroku i pójściem naprzód. Dlatego trzeba się cieszyć z małych, symbolicznych kroczków i osiągnięć, te duże pojawią się same w odpowiednim czasie.  
 
We wtorek rano siłą rozpędu, wyrzuciłam MM z łóżka i poszedł na siłownię. A co, też się musi pomęczyć. Chęć poprzytulania się i spędzenia ze sobą kilku chwil przy śniadaniu musiała ustąpić pola rozsądkowi.
A może niedługo uda się Nam zorganizować opiekę do Młodego i będziemy mogli razem chodzić na wieczorne zajęcia jogi i poranne treningi na siłowni – tak jak najbardziej lubimy. Negocjacje z Babcią trwają ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz