Moje dziecię ukończyło trzeci miesiąc i mam coraz mniej
skrupułów, żeby zabierać go na wyjazdy. Po udanym wypadzie na imprezę integracyjną
przyszła pora na Seminarium Budowy Biznesu. Po takiej dawce wiedzy będzie mógł już
w najbliższym czasie podjąć decyzję w którym kierunku zamierza budować swoją
karierę zawodową, czy praca w korporacji czy budowanie własnego biznesu …
Chociaż MM ma raczej nadzieję, że Młody naukowcem zostanie, ale to by
oznaczało, że my musimy zatroszczyć się o jego finansową przyszłość ;)
Swoim starym zwyczajem postanowiłam połączyć przyjemne z
pożytecznym i upiec kilka pieczeni na jednym ogniu – dopiero wtedy podjęcie
jakiegokolwiek wysiłku ma dla mnie sens. Tym razem seminarium połączymy z
wizytą u dziadków :)
I tak w piątkowy wieczór wpakowaliśmy torby, torebki, wózek
i inne gadżety do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Ostródy. Trochę ponad półtorej godziny jazdy, pikuś.
Tym bardziej, że dziecię na dobre przyzwyczaiło się do jazdy samochodem.
Praktycznie po uruchomieniu silnika zapada w słodki sen. Jeśli bym już nie
kochała to bym się zakochała bez chwili namysłu. O ile próba zmuszenia do
wieczornego zaśnięcia w porze Nam odpowiadającej jest małym koszmarem, to
podróż samochodem jest czystą przyjemnością.
Przyjazd, kolacja, chwila rozmowy, chwila zabawy i kładziemy
się spać. Jak już ostatnio zostało przyjęte oczywiście w trójkę. Nie wiem czy
to klimat, czy podróż ale takie zasypianie mi się podoba – MM i ja na bokach
łóżka, Młody pomiędzy nami. My z książkami, Młody ze swoimi paluszkami. Po
skończonej lekturze gasimy światło, Młody cichutko zasypia … czysta sielanka :)
Sobotni poranek, dzisiaj tylko odpoczynek, spacerek i same
przyjemności. Młody zachowuje się bardziej niż poprawnie, drzemka w ciągu dnia,
drzemka na spacerze, pomiędzy bawi się i gaworzy – chyba chce zrobić dobre
wrażenie ;) Wieczorem zaś kąpiel i chwilka na golaska – to mu się najwyraźniej
podoba. Jak tylko zrzuca ubranka, to mina jest zdecydowanie zadowolona. Dlatego
przewijanie jest zawsze okazją do zabawy i choćby dziecko było bardzo marudne,
to goła pupa wprawia je nieodmiennie w dobry nastrój i uśmiech gości na
twarzyczce :)
I znowu nie wiem czy to klimat, czy zmiana miejsca, ale
takie zasypianie mi się podoba – MM i ja na bokach łóżka, Młody pomiędzy nami.
My z książkami, Młody ze swoimi paluszkami. Po skończonej lekturze gasimy
światło, Młody cichutko zasypia … czysta sielanka :)
Niedzielny poranek, dzisiaj
w planach Warszawa. Pobudka zgodnie z planem 6:00 – barbarzyńska pora,
normalnie przed 8:00 z łóżka nie wychodzimy, a w weekendy to zdarza się i około
11:00 rozpoczynać dzień. Od dłuższego czasu obiecujemy sobie powrócić na
siłownię, gdzie normalnie trening zaczynaliśmy o 7:00, ale jakoś wymówki Nam
się jeszcze nie skończyły ;)
OK, budzik zadzwonił o 6:00 ale to oczywiście nie oznacza
natychmiastowego powstania. Moją wymówką było karmienie, Młody dostał cyca na
leżąco i jeszcze śpiąc – przecież budzik jego nie dotyczy. Szczerze mówiąc, po
sygnale budzika powinno się natychmiast powstać, jeszcze zanim jakiekolwiek
oznaki myślenia się pojawią. Potem to już pozamiatane, powstanie wymaga
olbrzymiej ilości silnej woli i czasami ta silna wola robi ze mną co chce …
czyli zostawia w łóżku. I tak też było tym razem, podczas karmienia mózgownica
zaczęła pracować i podsuwać różne pomysły … a może by tak nie wstawać, przecież
nie musimy jechać, zapowiadali załamanie pogody i śnieg, nie można dziecka narażać,
nie zmieniliśmy opon na zimowe, a może Młody będzie się źle czuł itd. Itp.
Wymówek żeby nie wstawać i spędzić kolejny dzień na leniuchowaniu znalazłam
całkiem sporo. I wtedy pojawił się rozsądek i poczucie obowiązku – podjęłam
decyzję, przygotowałam wszystko, trzeba plan wykonać, bez gadania i marudzenia
!!! I wykonaliśmy to co zaplanowaliśmy …
Prysznic, śniadanie, pakowanie Młodego i kierunek stolica.
Dziecię jak zwykle całą podróż słodko przespało i na miejsce dotarliśmy w
bardzo przyzwoitym czasie, aż zbyt przyzwoitym. Okazało się, że mamy ponad dwie
godziny zapasu – w takiej sytuacji MM podjął jedynie słuszną decyzję, bierzemy
pokój i odpoczywamy. Po krótkim oporze związanym z tym, że projekt był mało
atrakcyjny z ekonomicznego punktu widzenia, przecież i tak nie zamierzaliśmy
nocować, poddałam się i wylądowaliśmy w hotelowym pokoju … właśnie przeczytałam
ostatnie słowa, gdybyśmy nie byli parą z dzieckiem zabrzmiałoby to nawet
perwersyjnie, pokój na godziny sobie wzięliśmy ;)
Znowu jakiś pokój hotelowy ... |
Okazało się jednak, że MM podjął
jedynie słuszną decyzję wynajmując pokój – dziecko na Seminarium nie było do
końca mile widziane, więc MM i Mody mieli gdzie sobie posiedzieć, położyć się, zmienić
pieluchę, pobawić się, a w przerwach ja mogłam przyjść i spokojnie nakarmić dziecko :)
Wieczorem ruszamy z Warszawy do Ostródy. Po kilku godzinach
jazdy, które Młody jak zwykle słodko przespał jesteśmy u rodziców. I znowu nie
wiem czy to klimat, czy podróż, ale takie zasypianie mi się podoba – MM i ja na
bokach łóżka, Młody pomiędzy nami. My z książkami, Młody ze swoimi paluszkami.
Po skończonej lekturze gasimy światło, Młody cichutko zasypia … czysta sielanka :)
Poniedziałek – pora wracać, wszystko co dobre szybko się
kończy … jeszcze tylko obiad i spacer nad jeziorem przy akompaniamencie gradu.
Młody podczas spaceru leżał w wózeczku z
widocznymi oznakami lekkiego szoku, takiej temperatury to on jeszcze nie znał.
Zamiast żwawo machać rączkami, bawić się paluszkami czy ściągać kocyk leżał
całkowicie nieruchomo z wielkimi, zdziwionymi oczami i nawet nie próbował
wystawić rączek spod kocyka (zapomniałam wziąć dla niego rękawiczek, czapkę
kupiliśmy na miejscu).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz