środa, 27 listopada 2013

Wyjazdowo odjazdowy weekend

Moje dziecię ukończyło trzeci miesiąc i mam coraz mniej skrupułów, żeby zabierać go na wyjazdy. Po udanym wypadzie na imprezę integracyjną przyszła pora na Seminarium Budowy Biznesu. Po takiej dawce wiedzy będzie mógł już w najbliższym czasie podjąć decyzję w którym kierunku zamierza budować swoją karierę zawodową, czy praca w korporacji czy budowanie własnego biznesu … Chociaż MM ma raczej nadzieję, że Młody naukowcem zostanie, ale to by oznaczało, że my musimy zatroszczyć się o jego finansową przyszłość ;)

Swoim starym zwyczajem postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym i upiec kilka pieczeni na jednym ogniu – dopiero wtedy podjęcie jakiegokolwiek wysiłku ma dla mnie sens. Tym razem seminarium połączymy z wizytą u dziadków :)

I tak w piątkowy wieczór wpakowaliśmy torby, torebki, wózek i inne gadżety do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Ostródy.  Trochę ponad półtorej godziny jazdy, pikuś. Tym bardziej, że dziecię na dobre przyzwyczaiło się do jazdy samochodem. Praktycznie po uruchomieniu silnika zapada w słodki sen. Jeśli bym już nie kochała to bym się zakochała bez chwili namysłu. O ile próba zmuszenia do wieczornego zaśnięcia w porze Nam odpowiadającej jest małym koszmarem, to podróż samochodem jest czystą przyjemnością. 
 
Przyjazd, kolacja, chwila rozmowy, chwila zabawy i kładziemy się spać. Jak już ostatnio zostało przyjęte oczywiście w trójkę. Nie wiem czy to klimat, czy podróż ale takie zasypianie mi się podoba – MM i ja na bokach łóżka, Młody pomiędzy nami. My z książkami, Młody ze swoimi paluszkami. Po skończonej lekturze gasimy światło, Młody cichutko zasypia … czysta sielanka :)

Sobotni poranek, dzisiaj tylko odpoczynek, spacerek i same przyjemności. Młody zachowuje się bardziej niż poprawnie, drzemka w ciągu dnia, drzemka na spacerze, pomiędzy bawi się i gaworzy – chyba chce zrobić dobre wrażenie ;) Wieczorem zaś kąpiel i chwilka na golaska – to mu się najwyraźniej podoba. Jak tylko zrzuca ubranka, to mina jest zdecydowanie zadowolona. Dlatego przewijanie jest zawsze okazją do zabawy i choćby dziecko było bardzo marudne, to goła pupa wprawia je nieodmiennie w dobry nastrój i uśmiech gości na twarzyczce :)
I znowu nie wiem czy to klimat, czy zmiana miejsca, ale takie zasypianie mi się podoba – MM i ja na bokach łóżka, Młody pomiędzy nami. My z książkami, Młody ze swoimi paluszkami. Po skończonej lekturze gasimy światło, Młody cichutko zasypia … czysta sielanka :)

Niedzielny poranek, dzisiaj  w planach Warszawa. Pobudka zgodnie z planem 6:00 – barbarzyńska pora, normalnie przed 8:00 z łóżka nie wychodzimy, a w weekendy to zdarza się i około 11:00 rozpoczynać dzień. Od dłuższego czasu obiecujemy sobie powrócić na siłownię, gdzie normalnie trening zaczynaliśmy o 7:00, ale jakoś wymówki Nam się jeszcze nie skończyły ;)

OK, budzik zadzwonił o 6:00 ale to oczywiście nie oznacza natychmiastowego powstania. Moją wymówką było karmienie, Młody dostał cyca na leżąco i jeszcze śpiąc – przecież budzik jego nie dotyczy. Szczerze mówiąc, po sygnale budzika powinno się natychmiast powstać, jeszcze zanim jakiekolwiek oznaki myślenia się pojawią. Potem to już pozamiatane, powstanie wymaga olbrzymiej ilości silnej woli i czasami ta silna wola robi ze mną co chce … czyli zostawia w łóżku. I tak też było tym razem, podczas karmienia mózgownica zaczęła pracować i podsuwać różne pomysły … a może by tak nie wstawać, przecież nie musimy jechać, zapowiadali załamanie pogody i śnieg, nie można dziecka narażać, nie zmieniliśmy opon na zimowe, a może Młody będzie się źle czuł itd. Itp. Wymówek żeby nie wstawać i spędzić kolejny dzień na leniuchowaniu znalazłam całkiem sporo. I wtedy pojawił się rozsądek i poczucie obowiązku – podjęłam decyzję, przygotowałam wszystko, trzeba plan wykonać, bez gadania i marudzenia !!! I wykonaliśmy to co zaplanowaliśmy …

Prysznic, śniadanie, pakowanie Młodego i kierunek stolica. Dziecię jak zwykle całą podróż słodko przespało i na miejsce dotarliśmy w bardzo przyzwoitym czasie, aż zbyt przyzwoitym. Okazało się, że mamy ponad dwie godziny zapasu – w takiej sytuacji MM podjął jedynie słuszną decyzję, bierzemy pokój i odpoczywamy. Po krótkim oporze związanym z tym, że projekt był mało atrakcyjny z ekonomicznego punktu widzenia, przecież i tak nie zamierzaliśmy nocować, poddałam się i wylądowaliśmy w hotelowym pokoju … właśnie przeczytałam ostatnie słowa, gdybyśmy nie byli parą z dzieckiem zabrzmiałoby to nawet perwersyjnie, pokój na godziny sobie wzięliśmy ;)

Znowu jakiś pokój hotelowy ...

Okazało się jednak, że MM podjął jedynie słuszną decyzję wynajmując pokój – dziecko na Seminarium nie było do końca mile widziane, więc MM i Mody mieli gdzie sobie posiedzieć, położyć się, zmienić pieluchę, pobawić się, a w przerwach ja mogłam przyjść i spokojnie nakarmić dziecko :)

Wieczorem ruszamy z Warszawy do Ostródy. Po kilku godzinach jazdy, które Młody jak zwykle słodko przespał jesteśmy u rodziców. I znowu nie wiem czy to klimat, czy podróż, ale takie zasypianie mi się podoba – MM i ja na bokach łóżka, Młody pomiędzy nami. My z książkami, Młody ze swoimi paluszkami. Po skończonej lekturze gasimy światło, Młody cichutko zasypia … czysta sielanka :)

Poniedziałek – pora wracać, wszystko co dobre szybko się kończy … jeszcze tylko obiad i spacer nad jeziorem przy akompaniamencie gradu. Młody podczas spaceru  leżał w wózeczku z widocznymi oznakami lekkiego szoku, takiej temperatury to on jeszcze nie znał. Zamiast żwawo machać rączkami, bawić się paluszkami czy ściągać kocyk leżał całkowicie nieruchomo z wielkimi, zdziwionymi oczami i nawet nie próbował wystawić rączek spod kocyka (zapomniałam wziąć dla niego rękawiczek, czapkę kupiliśmy na miejscu).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz