niedziela, 10 listopada 2013

Życie na huśtawce … czyli mamą być

Są dni kiedy budzę się rano i chce mi się chcieć. Wszystko wydaje się łatwe i proste. Nie ma celu, którego bym nie mogła osiągnąć. Mam wrażenie, że jakbym się tylko postarała to i góry mogę przenosić. Generalnie „the sky's the limit”… Młody przespał praktycznie całą noc tylko raz wołając o cyca a rano obudził się z pięknym uśmiechem na buzi.

Radośnie wyskakuję z łóżka, wyspana i zadowolona. Moje dziecko to istny aniołek.

Po porannym karmieniu, leży sobie spokojnie w swoim łóżeczku bawiąc się z małpką albo inną  maskotką i dając czas na poranną toaletę, wspólne śniadanie i sprzątnięcie mieszkania.

Zmiana pieluszki i kolejne karmienie – Młody spokojnie ssie pierś a ja w tym czasie pochłaniam kolejną książkę o rozwoju osobowości, która powoduje, że jeszcze bardziej chcę żyć pełnią życia i czerpać garściami z każdego dnia pracując nad swoim rozwojem.

Spotkanie i prezentacja prowadzona z dzieckiem na ręku – nie ma problemu, Młody na początku słodko gaworzy żeby po chwili spokojnie zasnąć.

Po spotkaniu zmiana pieluszki, karmienie i obowiązkowy spacer - zdrowie dziecka i budowanie odporności to rzecz święta. Podczas spaceru czas na wykonanie kilku telefonów i umówienie kolejnych spotkań.  Młody w nosidełku przesypia cały spacer – niezależnie od jego długości :)
 
Powrót do domu, przewijanie, karmienie i czas na zabawy stymulujące rozwój dziecka. Trochę ćwiczeń, trochę „rozmowy”. Potem leżymy przytuleni do siebie, słuchając nagrań z zakresu zasad budowy biznesu – to zamiast bajek na dobranoc.

Wieczorna kąpiel Młodego, karmienie i usypianie. Aniołek odłożony do łóżeczka po chwilowym buncie grzecznie zasypia.  
Dzień kończę solidną porcją ćwiczeń z Chodakowską i dłuuugim prysznicem.

Być matką – bułka z masłem! Jeszcze w międzyczasie zajmuję się inwestycjami, nowym projektem, rozkręcaniem biznesu i powrotem do super sylwetki.  

W nocy niestety Młody zamiast raz, woła o cyca trzykrotnie. W dodatku nad ranem zaczyna marudzić i grymasić, trzeba ponosić na rękach. Rozpoczynam kolejny dzień, niby poranek dokładnie taki sam jak wczoraj ale jednak zupełnie odmienny.

Powstanie z łóżka jest czynnością co najmniej wyczerpującą, wszystko mnie boli po wczorajszych ćwiczeniach i nocnych karmieniach. Jestem niewyspana i rozdrażniona. Młody również. Nie ma zamiaru sam leżeć w łóżeczku, ani gdziekolwiek indziej.

Poranna toaleta robiona byle jak i w pośpiechu tylko pogarsza humor. Śniadanie szybko przełykane z grymaszącym dzieckiem na ręku.

Podczas karmienia Młody wykonuje nerwowe ruchy młócąc małymi piąstkami moją bogu ducha winną pierś. Pod koniec karmienia się trochę uspokaja i oboje zasypiamy w fotelu całkowicie zniechęceni.

Przewijanie, karmienie, grymaszenie, spanie – nie wiem kiedy mija cały dzień. Na spacer nie chciało mi się ruszyć – fotel wydawał się najbardziej przyjaznym miejscem.

Widok rozłożonych dookoła książek tylko drażni i modlę się, żeby żaden telefon nie zadzwonił. Nic, kompletnie nic mi się nie chce. Rozciągnięty dres jest najwygodniejszym strojem i dzięki bogu Mamusia przywiozła coś do jedzenia.

Kąpiel Młodego – zbędna czynność wymagająca zbyt dużego wysiłku, przecież i tak tylko leży i się nie brudzi. Moja kąpiel – przecież i tak nie wychodzę z domu … Łóżko, spać i zakończyć ten dzień … ale Młody wcale nie ma zamiaru zasnąć, płaczom i krzykom nie ma końca :(

Być matką – o zgrozo! Ratuuuuuuuuunku, jak długo będę się musiała tak męczyć :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz