Są dni kiedy budzę się rano i chce mi się chcieć. Wszystko
wydaje się łatwe i proste. Nie ma celu, którego bym nie mogła osiągnąć. Mam
wrażenie, że jakbym się tylko postarała to i góry mogę przenosić. Generalnie
„the sky's the limit”… Młody przespał praktycznie całą noc tylko raz wołając o
cyca a rano obudził się z pięknym uśmiechem na buzi.
Radośnie wyskakuję z łóżka, wyspana i zadowolona. Moje dziecko to istny
aniołek.
Po porannym karmieniu, leży sobie spokojnie w swoim łóżeczku bawiąc się z małpką albo inną maskotką i dając czas na poranną toaletę, wspólne śniadanie i sprzątnięcie mieszkania.
Zmiana pieluszki i kolejne karmienie – Młody spokojnie ssie pierś a ja w tym czasie pochłaniam kolejną książkę o rozwoju osobowości, która powoduje, że jeszcze bardziej chcę żyć pełnią życia i czerpać garściami z każdego dnia pracując nad swoim rozwojem.
Spotkanie i prezentacja prowadzona z dzieckiem na ręku – nie ma problemu, Młody na początku słodko gaworzy żeby po chwili spokojnie zasnąć.
Po spotkaniu zmiana pieluszki, karmienie i obowiązkowy spacer - zdrowie dziecka i budowanie odporności to rzecz święta. Podczas spaceru czas na wykonanie kilku telefonów i umówienie kolejnych spotkań. Młody w nosidełku przesypia cały spacer – niezależnie od jego długości :)
Powrót do domu, przewijanie, karmienie i czas na zabawy stymulujące
rozwój dziecka. Trochę ćwiczeń, trochę „rozmowy”. Potem leżymy przytuleni do
siebie, słuchając nagrań z zakresu zasad budowy biznesu – to zamiast bajek na
dobranoc.
Wieczorna kąpiel Młodego, karmienie i usypianie. Aniołek odłożony do łóżeczka po chwilowym buncie grzecznie zasypia.
Dzień kończę solidną porcją ćwiczeń z Chodakowską i dłuuugim prysznicem.
Być matką – bułka z masłem! Jeszcze w międzyczasie zajmuję się
inwestycjami, nowym projektem, rozkręcaniem biznesu i powrotem do super
sylwetki.
W nocy niestety Młody zamiast raz, woła o cyca trzykrotnie. W dodatku
nad ranem zaczyna marudzić i grymasić, trzeba ponosić na rękach. Rozpoczynam kolejny
dzień, niby poranek dokładnie taki sam jak wczoraj ale jednak zupełnie
odmienny.
Powstanie z łóżka jest czynnością co najmniej wyczerpującą, wszystko mnie boli po wczorajszych ćwiczeniach i nocnych karmieniach. Jestem niewyspana i rozdrażniona. Młody również. Nie ma zamiaru sam leżeć w łóżeczku, ani gdziekolwiek indziej.
Poranna toaleta robiona byle jak i w pośpiechu tylko pogarsza humor. Śniadanie szybko przełykane z grymaszącym dzieckiem na ręku.
Podczas karmienia Młody wykonuje nerwowe ruchy młócąc małymi piąstkami moją bogu ducha winną pierś. Pod koniec karmienia się trochę uspokaja i oboje zasypiamy w fotelu całkowicie zniechęceni.
Przewijanie, karmienie, grymaszenie, spanie – nie wiem kiedy mija cały dzień. Na spacer nie chciało mi się ruszyć – fotel wydawał się najbardziej przyjaznym miejscem.
Widok rozłożonych dookoła książek tylko drażni i modlę się, żeby żaden telefon nie zadzwonił. Nic, kompletnie nic mi się nie chce. Rozciągnięty dres jest najwygodniejszym strojem i dzięki bogu Mamusia przywiozła coś do jedzenia.
Kąpiel Młodego – zbędna czynność wymagająca zbyt dużego wysiłku, przecież i tak tylko leży i się nie brudzi. Moja kąpiel – przecież i tak nie wychodzę z domu … Łóżko, spać i zakończyć ten dzień … ale Młody wcale nie ma zamiaru zasnąć, płaczom i krzykom nie ma końca :(
Być matką – o zgrozo! Ratuuuuuuuuunku, jak długo będę się
musiała tak męczyć :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz