No i masz Babo placek. W pocie czoła i znoju nauczyliśmy się
jak spowijać i usypiać noworodka, żeby spał słodko całą noc i nie miewał kolek
wykańczających całą rodzinę. I ledwie poczuliśmy się pewnie i stabilnie na tym
gruncie to realia uległy zmianie. Dziecię stwierdziło, że już dojrzało do przejścia
do kolejnego etapu. Podręczniki twierdziły, że do trzeciego miesiąca będziemy
mieli do czynienia z mało rozumiejącym noworodkiem, który potrzebuje warunków
zbliżonych do tych dobrze znanych z brzuszka mamy i którego nie można zepsuć
ciągłym noszeniem na rękach …
Młody jednak chyba nie czytał tych samych podręczników co
rodzice i nie bardzo chce się stosować. Skończył dwa miesiące i stwierdził, że
jest już na tyle duży, że nie potrzebuje spowijania do spania. Do tej pory
spowijanie go znacząco odprężało i szybciej usypiał, przestawał być nerwowy,
kończyło się machanie rączkami i samoonakręcanie, kończyły się kolkowe płacze i
na twarzyczce gościł wyraz błogości. Od jakiegoś tygodnia jednak coś się
zmieniło. Po kąpieli mam szczęśliwe i roześmiane dziecię, które na widok kocyka
do spowijania zaczyna być nerwowe i wyraża jasno swoje niezadowolenie. W
trakcie spowijania zaczyna się płacz i lamentowanie, że krzywdę robimy a po
spowiciu robi wszystko, żeby się wydostać z kokonika i kompletnie nie ma
zamiaru grzecznie zasnąć.
Ostatnio Młody usnął dopiero w moich ramionach – nie
spowity, bez kocyka. Nosiłam go mocno przytulonego do siebie, aż się całkiem
uspokoił a po chwili zasnął. Położyłam się na wysoko ułożonych poduszkach
trzymając go nadal w ramionach. Tak przespał na mnie kilka godzin, po czym
położony obok spał całą noc z Nami w łóżku i obudził się rano szczęśliwy i
zadowolony.
Troski i niepokoje początkującej Matki
Muszę się przyznać, że cały czas, przy wszystkich
czynnościach towarzyszy mi niepokój, czy to co robię, robię właściwie …
czy już nie zepsułam dziecka, czy to że ma problemy z zasypianiem to moja wina,
czy nie za często karmię, czy nie za rzadko przewijam, czy powinien spać z Nami w łóżku, itd., itp. …
Spowijanie miało na celu uspokoić rozlatane rączki i nóżki
dziecka, których nie potrafił kontrolować i nie miał świadomości, że to jego
własne kończyny. Obecnie Młody zdecydowanie ma już świadomość własnych kończyn
i jest w stanie kontrolować swoje rączki. No czasami jeszcze zdarza się, ze przez
przypadek zdzieli się w głowę swoją rączką ale przeważnie wie co z nimi robić.
Leży, liczy paluszki, ogląda dłonie, łapie grzechotkę, używa kciuka jako smoczka i jest tymi czynnościami
zdecydowanie zafascynowany :)
Bądź Babo mądra i pisz wiersze – spowijać czy nie spowijać?
Robię przysługę dziecku czy krzywdę? Nosić na rękach czy odkładać do łóżeczka i
czekać aż zaśnie?
Czytałam, że należy wprowadzać rytuały i przyzwyczajać
dziecko do samodzielnego zasypiania we własnym łóżeczku. Brzmi dobrze – ale jak
to wykonać. Na razie wieczór to rosyjska ruletka, czasami Młody zaśnie bez problemu, czasami nie. Próbuję znaleźć
jakieś zależności, ale średnio mi to wychodzi. Może jakiś naukowiec z
doświadczeniem w badaniach laboratoryjnych i analizach z wieloma zmiennymi
mógłby tu coś więcej wskórać … ja się poddałam i … zostawiam wieczorne usypianie Młodego
Mojemu Mężczyźnie :)
Jakoś MM wykazuje więcej konsekwencji i pomimo czynnego oporu dziecka spowije, uspokoi
i odłoży do łóżeczka celem samodzielnego zaśnięcia – i o dziwo w sumie Młody po
chwilowym buncie grzecznie zasypia.
Jeśli ja muszę w
ciągu dnia sprawić, żeby Młody zasnął to dosyć szybko się łamię i dziecię
kończy albo w moich ramionach albo przy cycu, gdzie słodko zasypia a ja nie
ruszam się przez czas jego drzemki ( i też drzemię). Czy już go zepsułam czy
jeszcze nie? Nie mam pojęcia, ale strasznie trudno jest mi odmówić sobie tej
przyjemności bycia z Młodym i czucia małego, ciepłego ciałka na sobie. Zresztą –
dziecko strasznie szybko rośnie i ani się obejrzę jak już nie będzie chciał
cyca, przytulanek i wspólnego zasypiania – korzystam póki mogę ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz