Muszę przyznać, że książkę Dr. Karppa „Najszczęśliwsze
niemowlę w okolicy” czytałam z lekkim rozbawieniem i nie do końca wierzyłam we
wszystkie tezy – co nie znaczy że nie wykonywałam zaleconych działań ;) Teza
brakującego IV trymestru ciąży była tą, która wywołała największy uśmiech na
twarzy. Ale im bardziej czytałam tym bardziej wierzyłam …
Pan Doktor chyba jednak
naprawdę wie co pisze, w przeciwieństwie
do tych, którzy piszą to co wiedzą ;)
Młody skończył niedawno trzy miesiące i faktycznie różnica
pomiędzy kilkudniowym noworodkiem a trzymiesięcznym dzieckiem jest
ogromna. Chociaż mówiąc szczerze już
tęsknię za tym dwutygodniowym, nieporadnym szkrabem. Ciężkie momenty jakoś
szybko zostały wyparte z pamięci i jakby ktoś się mnie pytał to z całą
stanowczością i olbrzymią pewnością odpowiedziałabym, że przecież było tylko i
wyłącznie cudownie ;) Dlatego też piszę tego bloga – jak pamięć zacznie płatać
figle to będę miała czarno na białym nabazgrane przez mła.
Po pierwsze Mój trzymiesięczniak nie jest już spowijany
w żadnych okolicznościach i w żadnym
celu – zdecydowanie nie potrzebuje tego ( i to w momencie kiedy znalazłam na
necie otulaczki, które eliminują potrzebę uczenia się trudnej sztuki spowijania
kocykiem).
Po drugie zaczął być interaktywny; gaworzy, śmieje się, bawi
zabawkami, reaguje na głosy i o swoich potrzebach daje znać już nie tylko
płaczem. Szczerze mówiąc to czasami się zastanawiam, czy jeszcze potrafi
płakać. Cały dzień albo się bawi, albo sobie śpi, jakbym już nie kochała to bym
się zakochała na zabój.
Wieczorem jednak daje czasami pokaz swoich możliwości –
nocne spanie to nadal drażliwy temat. I nie chodzi o to, że nie przesypia nocy –
bo jak już zaśnie to mamy 10h błogiego spokoju przerywanego tylko karmieniem,
ale próba zmuszenia do zaśnięcia o godzinie, która Nam wydaje się odpowiednia i
w miejscu, które Nam wydaje się odpowiednie to pójście na otwartą wojnę. Po
kilku próbach ogłosiliśmy kapitulację, Młody zasypia razem z Nami w Naszym
łóżku i o tej samej porze co My. Wieczór zamiast walką i płaczem wypełniony
jest zabawą i śmiechem. OK, straciłam swoje 2h na wieczorne ćwiczenia, ale
dziecko tak szybko rośnie … ostatnio ze zdziwieniem stwierdziłam, że nawet jak
leży i się bawi to wolę siedzieć i mu się przyglądać, niż iść coś pożytecznego
zrobić. Przecież tych chwil nikt, za żadne pieniądze tego świata mi nie zwróci …
Po trzecie porządkujemy rytm dnia wprowadzając łatwy plan
opracowany przez Tracy Hogg i opisany w książce „Język niemowląt” .
Jedz, kiedy
jesteś głodny. Pij, gdy
masz pragnienie. Śpij, kiedy
odczuwasz zmęczenie.
Sentencja buddyjska
Znowu początkowe sceptyczne podejście zostało zastąpione optymistycznym nastawieniem. Po jakimś czasie Młody kładziony po karmieniu do łóżeczka ze swoimi zabawkami grzecznie się bawił, a gdy się zmęczył to sobie zasypiał, Hallelujah!!! Ostatnie dni zaczęły być wręcz nudne – nie wiem co z wolnym czasem zrobić, a z przyzwyczajenia nie zajmuję się niczym poważnym i jestem jeszcze w ciągłej gotowości na noszenie, tulenie, usypianie ….
OK, dzienna sielanka wieczorem zamienia się nadal w walkę, po
18:00 nagle łóżeczko zaczyna być wrogiem numer jeden i próba zbliżenia się do niego
i porzucenia w nim dziecka kończy się gwałtownym sprzeciwem. Jak pisałam
wcześniej – tą rundę Młody wygrał, śpi z Nami. Zresztą pomyślałam sobie chwilkę
i doszłam do wniosku, że ja sama w zimnym łóżku też nie potrafię zasnąć, muszę
się przytulić do ciepłego ciała MM i dopiero wtedy przychodzi Morfeusz… więc świetnie
rozumiem Młodego i nie będę mu zabierać
tego, czego sama sobie bym nie dała odebrać …
Podsumowując, przez pierwsze trzy miesiące przeprowadził Nas
Dr. Karp, a teraz w swą opiekę wzięła Tracy Hogg. Zobaczymy w czyje ramiona
wpadniemy na kolejnym etapie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz