czwartek, 20 czerwca 2013

Wielkanoc we Włoszech ... i garść refleksji

Zmiany zewnętrzne, które zachodzą w sylwetce to tylko jeden z wymiarów – ten widoczny dla wszystkich. Dużo ciekawsze są zmiany zachodzące w charakterze, podejściu do życia, zdefiniowanych priorytetach itp. To czego gołym okiem nie widać ale jest chyba najważniejsze. 

To co mnie najbardziej zaskoczyło to fakt, ze mój charakterek znacząco złagodniał. Do tej pory nawet najbliższe osoby nazywały mnie czule „warczący rottweiler” :) Obecnie podobno nawet da się ze mną porozmawiać i już nie gryzę ...


W dodatku zaczęłam życie ustawiać pod tą nową, malutką istotkę, która rosła sobie spokojnie w moim brzuszku. Podróżując po świecie trochę  się naoglądałam tego jak malutkie dzieci męczą się w podróży oraz w ciepłych krajach, gdzie odmienna flora bakteryjna powoduje rozstrój żołądka, kończący się częstymi wizytami w toalecie. Wiedziałam, że nie chcę narażać na to mojego maleństwa – więc kilka pierwszych lat to przerwa w dalekich podróżach.

Z natury jestem kompletną egoistką i w dodatku hedonistką więc do tej pory nie widziałam potrzeby, żeby sobie odmawiać jakichkolwiek przyjemności. Tymczasem ta mała, jeszcze nienarodzona istotka budzi we mnie pokłady zdrowego rozsądku i chęć życia dla kogoś a nie tylko dla przyjemności – zadziwiające …

Ale póki co jeszcze można sobie pozwolić na mały wypad w góry – tym razem cel został obrany we Włoszech.
Termin: Wielkanoc 2013 ( w Polsce śnieg i aura bardziej Bożonarodzeniowa niż Wielkanocna).
Miejsce: Fonteno we Włoszech, mała miejscowość,  zagubiona w górach, położona nad jeziorem Iseo.
Cel: piesze wędrówki
Miejsce zostało wybrane całkiem nieprzypadkowo; cisza, spokój, brak turystów, dookoła góry i jeziora – dla mnie raj na ziemi :)

Do tego sympatyczny, kameralny hotel, z cudownym widokiem zarówno z pokoju, balkonu, restauracji jak i ogrodu oraz rewelacyjna domowa ale wyszukana włoska kuchnia (nie do uzyskania w miejscowościach turystycznych).





 Do Fonteno dojechaliśmy w niedzielę 31 marca i od razu trafiliśmy na wielkanocny obiad w wydaniu włoskim – ponad 4 godziny uczty dla podniebienia w towarzystwie roześmianych i rozgadanych tubylców. Grzechu warte :) O kolejnych daniach wchodzących na stół nie będę pisała bo na samo wspomnienie dostaję ślinotoku ;)

Następne dni to czysta sielanka; śniadanie, kilkugodzinne spacery nad jeziorem i po górach, kolacja w hotelowej restauracji z pięknym widokiem …

Pobyt we Włoszech zakończyliśmy zwiedzaniem Bergamo (też sympatyczne miasto) i przemiłym spotkaniem z dawno niewidzianą, szkolną koleżanką (Madzia pozdrowionka i podziękowania).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz