Ośmiomiesięczny Bobas ma już serdecznie dosyć ograniczonej
przestrzeni domu, monotonii i rutyny. Przemo z chęcią poznaje świat i nowych
ludzi. I jest mu doskonale obojętne czy ten świat znajduje się tuż za drzwiami
domu, czy 2000 km dalej. Byle by mógł dotknąć, posmakować, pomacać i poznać
nowe miejsce. A dzięki niemu również i mama poszerza swoje horyzonty …
Jest w Gdyni takie miejsce, które od lat omijałam szerokim
łukiem. Jeśli już musiałam obok niego przejść, przyśpieszałam kroku, żeby
trwało to najkrócej i szybko oddalałam się na bezpieczną odległość.
Miejsce to
było dla mnie pełne hałasu, harmidru, krzyków i dziwnych, małych istotek –
dzieci.
Tak, mowa o placu zabaw przy plaży miejskiej w Gdyni.
Nawet lokal obok
tego placu zabaw również omijałam pomimo sympatycznego wystroju i niezłego
menu. Lądowałam zazwyczaj w F.Minga znajdującym się odpowiednio daleko …
Ale tylko krowa nie zmienia poglądów.
Jako szczęśliwa posiadaczka Bobasa poczułam się nie tylko
upoważniona, ale wręcz zobowiązana do odwiedzenia i oswojenia tego miejsca ze
zgrają dzieci w roli głównej.
Oswajanie zaczęliśmy pewnego pięknego kwietniowego dnia.
Najpierw siadałam na ławeczce przy Placu Zabaw z Przemkiem
śpiącym w wózku i obserwowałam bawiące się dzieci.
Potem zaczęłam przychodzić w momencie, gdy Przemo kończył
swoją drzemkę i razem sobie siedzieliśmy na ławeczce i obserwowaliśmy inne
dzieci skaczące po drabinkach i huśtawkach.
Któregoś dnia, przy kolejnej wizycie na Placu Zabaw
poczułam, że oboje jesteśmy gotowi przyłączyć się do zabawy. Zarówno ja, jak i
Przemek :)
Najbardziej odpowiednim miejscem dla Bobasa jest oczywiście piaskownica
– i od niej zaczęliśmy poznawanie Placu Zabaw.
Poszło lepiej niż mogłam sobie wymarzyć :)
Przemo czarował całe otoczenie, a jako najmłodszy użytkownik
piaskownicy mógł liczyć na duże przywileje. Pomimo, że matka była kompletnie
nieprzygotowana i nie miała przy sobie żadnej zabawki, po chwili Młody siedział
otoczony wiaderkami, grabkami, foremkami, samochodzikami …
Jedna z mam zagadywała Przemka zwracając się do niego per „Mały
Przystojniaku”. W końcu wylądował w jej ramionach, co nie spotkało się z
aprobatą jej 2,5 rocznej córki.
Drugiego Pana tak czarował, że ten odstawił swojego synka i spędził
trochę czasu z Młodym na rękach.
Kolejny tatuś pomagał w robieniu zdjęć.
A na koniec, gdy po zjedzeniu w piaskownicy banana i wypiciu
wody, Przemo stwierdził, że jednak ma ochotę na cyca, przemiła starsza pani siedząca
obok Nas na ławeczce, chroniła dziecko od słońca swoją parasolką podczas, gdy
ja zaspokajałam jego potrzebę bliskości ;)
I jak tu nie kochać ludzi?! Są wspaniali :)
Po naczytaniu się na różnych forach, jakie okropne i zawistne
potrafią być inne mamy;
po różnych nieprzychylnych opiniach o karmieniu w miejscu
publicznym dziecka piersią;
doświadczenia zdobyte podczas pobytu na Placu Zabaw i czynnego
włączenia się w „życie” bawiących się wprowadziły mnie wręcz w euforyczny stan.
Nie mówiąc o szczęściu dziecka, które pierwszy raz miało do
czynienia z piaskiem i bawiło się z innymi dziećmi. Przez chwilę obawiałam się,
czy zbyt dużo piachu nie trafi do otworu gębowego mojego smyka, ale obawy
okazały się bezpodstawne. Był tak zafascynowany przesypywaniem ziaren piachu, że
nawet nie próbował ich zjeść. Wprawdzie grabki i łopatki lądowały w buzi, ale
to było jeszcze akceptowalne ;)
Po tak udanym debiucie, kolejny dzień postanowiliśmy spędzić
również w piaskownicy.
Wyciągnęłam wnioski z poprzedniej wizyty i byłam lepiej
przygotowana.
Przemo porzucił
rajstopki na rzecz skarpetek i bosych stópek.
W wózku zaś znalazły się wiaderka i foremki zabrane z domu.
Tym razem to on mógł pożyczać innym dzieciom zabawki ;)
A to dopiero początek, całe lato przed Nami !!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz