Od kiedy pamiętam toczyły się dyskusje na temat tego, kto
jest bardziej wartościowy, lepszy, więcej wkłada w rozwój państwa; bezdzietni
single czy wielodzietne rodziny. Dyskusja moim zdaniem na poziomie podobnym do
debaty o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą albo co było pierwsze
kura czy jajko.
Jakby się ktoś chociaż chwilkę zastanowił to doszedłby do
jedynego rozsądnego wniosku – żeby społeczność i Państwo funkcjonowało
poprawnie potrzebni są zarówno jedni jak i drudzy. Każdy trybik w tym mechanizmie
ma znaczenie i usunięcie jego może się skończyć trudnymi do przewidzenia
konsekwencjami.
Nie mówiąc o takim drobiazgu jak wolność wyboru.
Jeżeli jestem bezdzietnym singlem z wyboru to takie moje
prawo bo mam wolny wybór. I jakiekolwiek zmuszanie do zmiany tego stanu rzeczy
to zamach na moją wolność osobistą!!!
Twierdzenie, że jestem gorszą osobą bo nie mam dzieci i
należy mnie opodatkować dodatkowo, to też zamach na moją wolność osobistą
połączony w dodatku z oszczerstwami!!!
Ja tam jestem za dodatkowym podatkiem od głupoty ludzkiej –
budżet państwa zostałby natychmiastowo podreperowany.
Tak, piję do tekstu niejakiego Pana Terlikowskiego (KLIK) .
Facet by się nie wypłacił jak by musiał płacić podatek od
każdej wypowiedzianej głupoty.
Nie rozumiem i nie zgadzam się na stawianie na ilość zamiast
na jakość. Róbmy więcej dzieci, niezależnie od tego czy je umiemy wychować, czy
nie. Czy nas stać na to czy nie.
Zamiast podziękować za rozwagę tym osobom, które mają
świadomość, że nie nadają się na założenie rodziny i wychowanie dzieci więc
tego nie robią, sypią się na ich głowy gromy z jasnego nieba.
A już uzasadnianie wielodzietności ekonomią jest poniżej
wszelkiej krytyki. Dziecko jako inwestycja a nie owoc miłości. Przy całym moim
wyrachowaniu nie jestem w stanie zaakceptować takiego podejścia do sprawy.
Potem mamy porzucone, maltretowane, zabijanie niemowlaki, bo nie spełniły
oczekiwań i przerosły możliwości emocjonalne tych „inwestorów”, albo „bezmózgowców”.
Każde zdanie napisane przez tego pana zawiera w sobie
bezmiar ignorantctwa. Pan przyjął jako życiową
strategię płodzenie dzieci i nie widzi już nic innego poza tą misją.
„To nasze dzieci bowiem – określane niekiedy potomstwem
„dzieciorobów” - będą pracować na emerytury dla „dziecionierobów”, dla rozmaitej
maści „podwójnych singli”, konkubentów czy nawet niekiedy małżonków, którzy z
własnej woli (...) nie chcą mieć i nie mają dzieci”
To znaczy, że osoby które nie chcą mieć dzieci mają być
zmuszane do prokreacji, żeby naprawić błędy i nieudolność osób rządzących,
które nie mają pomysłu jak uzdrowić pokoleniowy system emerytalny. System
emerytalny, który od dawna nie ma żadnej racji bytu a istnieje jeszcze tylko
dlatego, że nie znalazł się nikt, kto by miał dostatecznie duże jaja, żeby się
za to zabrać.
„Ale zyski, jakie odnosi państwo na wielodzietnych, to nie
tylko przyszłość, ale również teraźniejszość. VAT na produkty dziecięce jest bardzo
wysoki, a na jedzenie też wcale nie najniższy. I nie trzeba być geniuszem, żeby
stwierdzić, że w domu, w którym jest siedem osób konsumuje się więcej, a co za
tym idzie płaci się o wiele więcej VAT-u.”
A ja głupia zawsze myślałam, że poziom wydatków zależy od
poziomu dochodów. A tu masz, nie dochody a dzieci decydują. Tak, nie trzeba być
geniuszem, żeby stwierdzić, że struktura konsumpcji a nie jej poziom jest inna
u singli i u rodzin wielodzietnych. I znowu, dlaczego obywatel ma odpowiadać,
za to że jakiś mądruś tak a nie inaczej poustawiał stawki VAT?
Realnie poziom dochodów rodzin wielodzietnych jest niższy
niż DINK`s, matka idzie na macierzyński, potem wychowawczy i te dochody są
tracone. Więc i wydatki są odpowiednio zmniejszane (powinny być), więc VAT też
jest odpowiednio mniejszy odprowadzany. Więc gdzie te zyski dla Państwa?
Nie mówiąc o tym, że odkąd jestem na macierzyńskim to nie
wnoszę wiele do wartości PKB, za to czerpię z budżetu państwa. Więc mój wkład w
rozwój gospodarczy został zredukowany do zera, w przeciwieństwie do okresu, gdy
nie posiadałam dzieci i czynnie pracowałam, inwestowałam, rozwijałam się.
Ekonomię miałam dawno temu i mogę się mylić, ale z tego co
pamiętam to oszczędności gospodarstw domowych pozwalają na dokonywanie
inwestycji przez przedsiębiorstwa, a co za tym idzie na wzrost gospodarczy,
tworzenie miejsc pracy itp. W rodzinach wielodzietnych jest mało miejsca na
oszczędności … Więc cała nadzieja w bezdzietnych singlach ;)
A jak Pan Telikowski jest dzieciorobem, to niech czerpie z
tego przyjemność i nie próbuje gloryfikować funkcji rozmnażania się. Na razie
to z jego wywodów wylewa się zazdrość i chęć ukarania tych, którzy wybrali inne
ścieżki niż on.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz