Cześć, jestem Przemek.
17 października skończyłem dwa miesiące i właśnie wróciłem ze swojej pierwszej
w życiu imprezy szkoleniowo – integracyjnej. Na rynku pracy konkurencja duża,
więc postanowiłem wcześnie rozpocząć edukację. Muszę przecież sobie zaplanować ścieżkę
kariery zawodowej, żeby wiedzieć co chcę osiągnąć. Na razie CV zapowiada mi się
nieźle i będzie się wpisywało w obecne wymogi pracodawców; 20 lat, 3 fakultety
i 10 lat doświadczenia zawodowego ;)
W korporacjach tak to bywa, że raz na jakiś czas należy udzielać
się w ramach tak zwanego wyjazdu integracyjnego, zazwyczaj połączonego z jakimś szkoleniem, żeby nikt
nie zarzucił, że cenny czas uczestników zmarnowany był został. I właśnie takowe
szkolenie odbyło się w miniony weekend. Obecność wprawdzie fakultatywna była,
ale zarządzający niższego szczebla dostali „propozycję nie do odrzucenia” i
wyjazd musieli wkomponować w swój harmonogram obowiązków domowych.
Po krótkiej naradzie domowej podjęliśmy jedyną konstruktywną
decyzję – jedziemy w trójkę. Mieliśmy wybór pomiędzy wspólnym weekendem
skróconym do jednego dnia (szkolenie miało być piątkowo-sobotnie) albo
rozszerzonym do czterech dni i połączonym z wizytą u rodziny – decyzja nie była
trudna. Ponieważ oboje pracujemy nie tylko w tej samej firmie, ale nawet w tym
samym Pionie, Departamencie i Dziale, więc wspólny wyjazd był znacząco ułatwiony.
Pracodawca również włączył się czynnie w
maksymalne ułatwienie tego lekko karkołomnego przedsięwzięcia organizując
wszystko od strony zakwaterowania, tak żeby Młodemu było również miło i
wygodnie.
Na „wycieczkę” ruszyliśmy
w czwartek wieczorem. Zaczęliśmy od zwiedzenia siedziby firmy, gdzie
odebraliśmy tatę. Budynek i warunki pracy są całkiem niezłe. Panie tam
pracujące również :) Wszystkie były bardzo
miłe i sympatycznie ze mną gaworzyły … Tyle uśmiechniętych twarzy na raz … Sale
konferencyjne nadają się całkiem nieźle do karmienia. Chociaż wcześniej byłem w
banku i tam też dostałem swoją salę, żeby spokojnie zjeść. Ludzie potrafią być
mili:)
Podróż do Warszawy rozłożyliśmy na dwa tempa, zatrzymując
się na nocleg u rodziców w Ostródzie. Do przewożenia dziecka zamontowaliśmy w
samochodzie gondolkę - fotelik samochodowy raczej nie jest na tyle wygodny,
żeby maluch mógł wytrzymać kilka godzin. Wydawało się, że tak rozplanowana trasa
nie powinna przekroczyć możliwości Młodego, który przed wyjazdem został
nakarmiony i przebrany. Jednak w połowie drogi Młody włączył przejmującą syrenę
i wcale nie zamierzał się szybko uspokoić. Wydawało się to mało prawdopodobne,
ale stwierdziłam, że może jest głodny. Chociaż rodzaj płaczu wskazywał na coś
zupełnie innego (płacz krótki, przerywany chwilami wyczekiwania i ponawiany gdy
nikt się nie pojawiał). Zatrzymaliśmy się na pierwszej napotkanej stacji. Wyjęłam
moje dziecię z gondolki i usiadłam z Nim na kolanach na przednim siedzeniu
przygotowując się do karmienia. Młody jednak faktycznie nie bardzo był
zainteresowany jedzeniem, za to spojrzał na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i
obdarzył pięknym uśmiechem zdającym się mówić:
„Wreszcie Mamo, gdzie tak długo byłaś”.
Przyznaję się bez bicia - pękłam. Nie jestem w stanie się jemu
oprzeć w takich chwilach, łzy płynęły mi po policzkach i przepraszałam moje
dziecię, że tak długo pozwoliłam mu czekać na siebie. Poprzytulaliśmy się chwilkę
i ruszyliśmy dalej. Oczywiście Młody zaraz znowu próbował wymusić postój i przytulanki,
ale chociaż serce krwawiło, to byłam twarda. Po trzeciej nieudanej próbie
zasnął słodko i spokojnie dotarliśmy do celu.
To cut the long story
short
Wyjazd był całkiem udany, pod każdym względem. Ja zaś
nauczyłam się sporo o swoim dziecku, obserwując je w różnych warunkach. Zazwyczaj
w nocy wstaję 3-4 razy nakarmić malucha, który do snu jest spowijany i zasypia
kołysany na rękach. Pierwsza noc w Ostródzie – nie dość, że Młody po spowiciu
został położony po prostu do łóżka i grzecznie usnął bez noszenia, to jeszcze
praktycznie przespał całą noc tylko raz budząc się na karmienie :)
Kilkugodzinną jazdę samochodem Młody też jest w stanie
wytrzymać i w zależności od nastroju; albo karmienie jest potrzebne albo
przesypia prawie trzy godziny bez postojów.
Na samej imprezie było dla Młodego zdecydowanie zbyt dużo
wrażeń, zbyt głośno i zbyt dużo nowych twarzy. Reagował na to wszystko
gwałtownym sprzeciwem wyrażanym poprzez marudzenie i płacz. Za to w pokoju, jak
zostawaliśmy sami i się wyciszaliśmy – słodko spał przez kilka godzin :) Generalnie na nadmiar
wrażeń Młody reaguje odcinaniem się od nich i spaniem.
Wyrodni rodzice grają w bilarda:
Kilka zdjęć z wyjazdu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz