Właściwie to bardzo nie lubię słowa „Dieta”. Sugeruje ono
coś tymczasowego, skończony okres pełen poświeceń i wyrzeczeń po którym można
wrócić do starych przyzwyczajeń czyli … starej sylwetki, samopoczucia, zdrowia
…
Zdecydowanie wolę określenie „zmiana stylu życia” w tym
podejścia do jedzenia; zarówno ilości jak i jakości spożywanych pokarmów.
To określenie oznacza coś permanentnego, zmieniamy przyzwyczajenia i przy nich zostajemy (jeżeli Nam służą oczywiście). Szczerze mówiąc w ciąży moja dieta nie uległa znaczącej zmianie. Praktycznie to co jadłam przed ciążą sprawdzało się również w czasie ciąży. Oczywiście poza alkoholem, który został zredukowany praktycznie do zera.
To określenie oznacza coś permanentnego, zmieniamy przyzwyczajenia i przy nich zostajemy (jeżeli Nam służą oczywiście). Szczerze mówiąc w ciąży moja dieta nie uległa znaczącej zmianie. Praktycznie to co jadłam przed ciążą sprawdzało się również w czasie ciąży. Oczywiście poza alkoholem, który został zredukowany praktycznie do zera.
No OK, jest kilka innych produktów z których musiałam/chciałam
zrezygnować albo ograniczyć a w tym: sushi (chociaż i w tym menu można znaleźć
coś dla siebie po ominięciu wszystkich surowych ryb), kawa (ograniczona do
minimum i zastąpiona Inką), herbata czarna (również do minimum i zastąpiona
pokrzywą), soki z kartonu i napoje gazowane (od czasu do czasu grzeszę colą a
poza tym to tylko niegazowana woda mineralna).
Żeby zmienić podejście na trwałe, nie może to być jakieś
olbrzymie wyrzeczenie traktowane całkowicie restrykcyjnie. Jeżeli organizm się
czegoś domaga z całą stanowczością – pozwalam sobie na drobne grzeszki (byle by
nie codziennie i nie za duże). Inaczej prędzej czy później nastąpi całkowite
zmęczenie materiału i zniechęcenie. W trakcie ciąży miałam okres, kiedy dzień
bez lodów był dniem straconym … i nie było żadnych argumentów, które były mnie
w stanie powstrzymać przed konsumpcją kolejnej porcji ;) Po miesiącu całkowicie
minęło i mogę w miarę spokojnie przejść obok deseru lodowego, ale i tak raz w
tygodniu idziemy na dobrą kawę i lody – takie małe rytuały …
Dzień jak co dzień
6:00 – 7:00 pobudka, toaleta poranna, wyjście na siłownię
7:00 – 9:00 trening, prysznic
9:00
– 10:00 śniadanie, w kilku
różnych wariantach w zależności od nastroju, potrzeb organizmu i zawartości lodówki:
- płatki owsiane
(musli) zmieszane z otrębami + jogurt naturalny + owoce (kiwi i pomarańcz)
- serek wiejski z;
pomidorem, jajkiem, rzodkiewką, surmii …
- twaróg półtłusty z
powidłami śliwkowymi,
- jajecznica na maśle
albo z szynką (bardzo rzadko bo smażone)
- jajko na twardo +
pomidor, sałata, ogórek itp.
- czasami chleb z
miodem (pieczywo ogólnie bardzo rzadko i jak już to ciemne, pełnoziarniste, na
zakwasie)
13:00
– 14:00 obiad, w zależności
od tego czy na śniadanie było białko czy węglowodany, ale raczej na obiad staram
się jeść węglowodany (kasze, ryże, makarony) z jakimiś warzywami:
- kuskus z młodą
kapustą,
- wszelkie rodzaje
makaronów; makaron ze szpinakiem, z warzywami, z brokułami itp. Od czasu do
czasu carbonara albo bolognese – ale generalnie są to dania ciężkie i długo je
„wspominam” ;)
- kasza gryczana
odpowiednio gotowana ( 2 godziny namaczania, 5 minut gotowania, 1 godzina
leżakowania) + warzywa, ewentualnie jakieś sosy.
18:00 – 19:00 kolacja,
raczej białko + warzywa
-
łosoś na parze podany na szpinaku, brokuła na parze
-
pierś z kurczaka gotowana w ziołach + pomidor, ogórek itp.
- jajko na twardo
+ pomidor, sałata, ogórek itp.
- serek wiejski z; pomidorem, jajkiem,
rzodkiewką, surmii …
Przekąski:
- „zielony koktajl”; kefir zmiksowany ze szpinakiem, selerem naciowym,
natką pietruszki
- świeżo wyciskane soki owocowe i warzywne; jabłko, marchewka,
pomarańcza itp.
- warzywa na parze, świeże owoce sezonowe
- sałata, pomidor, ogórek samodzielnie albo z jogurtem naturalnym
- chłodnik litewski
- kefir, jogurt
Przy powyższym sposobie odżywiania nie mam problemu z robieniem zakupów
– do koszyka wpada zawsze podobny zestaw produktów:
-> nabiał: jogurty naturalne, kefiry, maślanki, serek wiejski
-> węglowodany: kasza gryczana, kuskus, makarony
-> płatki śniadaniowe, musli, otręby, bakalie
-> wszelkie dostępne warzywa i owoce
-> białko: jajka, piersi kurczaka, łosoś, dorsz, pstrąg
- sól, cukier, mąka
- cukierki, słodycze, wszelkie chipsy, ciasteczka itp.
- wszelkie potrawy wymagające smażenia i mocnego przyprawiania
Bardzo podoba mi się zasłyszane stwierdzenie, mówiące że w
ciąży nie jemy za dwoje tylko dla dwojga – a to znacząca różnica ;)
W pierwszym trymestrze wiem, że jadłam zbyt mało białka zwierzęcego
(mięsa). Miałam ochotę tylko na warzywa, owoce, sałatki itp. W rezultacie pomimo braku jakichkolwiek
nudności, wymiotów i innych dolegliwości waga spadła o 3-4 kilo (z 51 kg do 47
kg). Podejrzewam, że maleństwo znalazło sobie dobre źródło białka – moje
mięśnie, i skonsumowało 4 kg ciężko wypracowanej masy mięśniowej ;)
Obecnie jestem w 34 tygodniu ciąży i waga od dłuższego czasu waha się
pomiędzy 54-55kg. Lekarze twierdzą, że dziecko rozwija się prawidłowo i ma
prawidłową wagę (około 2000 g) więc nie ma powodu do zmartwień.
Zachowując rozsądek i umiar w jedzeniu nie odczuwam dolegliwości typu
zgaga, zaparcia, nudności. Czasami niestety najdzie ochota na coś niezdrowego
(fast food, słodycze itp.) i wtedy faktycznie reakcja organizmu jest
natychmiastowa i bardzo nieprzyjemna …
Jeżeli będziemy się źle odżywiali to faktycznie może to mieć niezbyt korzystne dla nas i naszego płodu. Jednak jak ja pamiętam jeszcze przed ciążą gdy robiłam test owulacyjny https://apteline.pl/artykuly/test-owulacyjny-dla-kobiet-zasada-dzialania/ to nawet nie wiedziałam, że całkiem niedługo dowiem się o tym że będę mamą.
OdpowiedzUsuń