28 tydzień ciąży, zajęcia w szkole rodzenia rozpoczęte, szpital wybrany – pora się rozejrzeć za
jakimiś akcesoriami dla maluszka. Szczerze mówiąc jeszcze kompletnie nie mam
pojęcia co będzie potrzebne. Jak we mgle sobie przypominam, co pojawiało się w
domu po narodzinach mojego chrześniaka. Niestety, zamiast wizji jakiś konkretnych i sprecyzowanych przedmiotów
jest tylko uczucie całkowitego chaosu i zalewu ubranek, łóżeczek, wanienek i
tony innych rzeczy, których
przeznaczenia nie zawsze się nawet domyślałam. Na samą myśl i
wspomnienie, doznaję ataku paniki – mam za małe mieszkanie !!! nie pomieszczę
tego wszystkiego !!! muszę się pozbyć części swoich rzeczy!!!
Nota bene – ostatni pomysł nie taki głupi, w domu jest
całkiem sporo sprzętu, który pewnie nie zostanie tak szybko użyte; 3 pary rolek,
wraz z ochraniaczami, zapasowymi kółkami i innymi akcesoriami, łyżwy, narty,
rower, sprzęt do nurkowania, pianki, kamizelka ratunkowo-wypornościowa, rakiety
do tenisa itp. Trochę miejsca zostanie ;)
Po dogłębnej analizie potrzeb maleństwa doszłam do wniosku,
że na pierwszy ogień idzie wózek. Na spacery na pewno będziemy chodzili i zdecydowanie
będzie potrzebny. Zadanie wydawało się proste: wejść do Internetu, wybrać ładny
kolor i zakupić.
Nie wiem co mnie podkusiło, żeby w pokoju w którym się
znajdowało 3 świeżo upieczonych tatusiów rzucić pytanie, z pozoru brzmiące
całkiem niewinnie:
„ Jaki wózek kupiliście dla dziecka?”
No i się zaczęło opowiadanie i uświadamianie mnie. Na
początek zaczęli wymieniać nazwy firm, które brzmiały kompletnie obco – jeśli miałabym
wybrać kosmetyki, albo buty nie było by najmniejszego problemu … Potem zaczęła
się dyskusja o parametrach, jakie idealny wózek powinien spełniać, a na koniec
padły stwierdzenia, że oni i tak mają po 2-3 bo pierwszy nie spełniał wszystkich
wymagań, nie mówiąc o jakiś strasznych ilościach przejrzanych modeli. RATUNKU
!!!!! Kupno samochodu wydaje się łatwiejsze !!!
Poddałam się, może zacznę od czegoś prostszego … i w tym
momencie przyszła mi na ratunek opatrzność …
Dwa dni po pamiętnej rozmowie z młodymi tatusiami, do moich
drzwi zadzwoniła sąsiadka i zadała pytanie brzmiące jak najpiękniejsza piosenka
na świecie:
„Czy nie chciałabym wózka, bo jej synek już wyrósł i właśnie
ma zamiar wystawić na sprzedaż?”
Boże , dziękuję Tobie za skrócenie mych mąk praktycznie do
zapoznania się z jednym, jedynym modelem i oceną kolorystyki :) Następnego dnia miałam
w domu bardzo ładny wózek, bardzo fajnej firmy a zakup odbył się bez
wychodzenia z domu i to w bardzo przyjemnej atmosferze babskich pogaduszek i
dobrych rad…
Oto mój nabytek; Emmaljunga Nitro City:
Teraz mogę spokojnie chwilę odpocząć, zanim zacznę kolejne zakupy.
Zastanawiam się tylko co będzie naprawdę niezbędne ...
Świetnie napisane i proszę o więcej takich artykułów.
OdpowiedzUsuń