Zmiany zewnętrzne, które zachodzą w sylwetce to tylko jeden
z wymiarów – ten widoczny dla wszystkich. Dużo ciekawsze są zmiany zachodzące w
charakterze, podejściu do życia, zdefiniowanych priorytetach itp. To czego
gołym okiem nie widać ale jest chyba najważniejsze.
To co mnie najbardziej zaskoczyło to fakt, ze mój
charakterek znacząco złagodniał. Do tej pory nawet najbliższe osoby nazywały
mnie czule „warczący rottweiler” :) Obecnie podobno nawet da się ze mną porozmawiać i już nie gryzę ...
W dodatku zaczęłam życie
ustawiać pod tą nową, malutką istotkę, która rosła sobie spokojnie w moim
brzuszku. Podróżując po świecie trochę się naoglądałam tego jak malutkie dzieci męczą
się w podróży oraz w ciepłych krajach, gdzie odmienna flora bakteryjna powoduje
rozstrój żołądka, kończący się częstymi wizytami w toalecie. Wiedziałam, że nie
chcę narażać na to mojego maleństwa – więc kilka pierwszych lat to przerwa w
dalekich podróżach.
Z natury jestem kompletną egoistką i w dodatku
hedonistką więc do tej pory nie widziałam potrzeby, żeby sobie odmawiać
jakichkolwiek przyjemności. Tymczasem ta mała, jeszcze nienarodzona istotka
budzi we mnie pokłady zdrowego rozsądku i chęć życia dla kogoś a nie tylko dla
przyjemności – zadziwiające …
Ale póki co jeszcze można sobie
pozwolić na mały wypad w góry – tym razem cel został obrany we Włoszech.
Termin:
Wielkanoc 2013 ( w Polsce śnieg i aura bardziej Bożonarodzeniowa niż
Wielkanocna).
Miejsce:
Fonteno we Włoszech, mała miejscowość, zagubiona w górach, położona nad jeziorem Iseo.
Cel: piesze
wędrówki
Miejsce zostało wybrane całkiem
nieprzypadkowo; cisza, spokój, brak turystów, dookoła góry i jeziora – dla mnie
raj na ziemi :)
Do tego sympatyczny, kameralny hotel, z
cudownym widokiem zarówno z pokoju, balkonu, restauracji jak i ogrodu oraz
rewelacyjna domowa ale wyszukana włoska kuchnia (nie do uzyskania w
miejscowościach turystycznych).
Do Fonteno dojechaliśmy w
niedzielę 31 marca i od razu trafiliśmy na wielkanocny obiad w wydaniu włoskim –
ponad 4 godziny uczty dla podniebienia w towarzystwie roześmianych i
rozgadanych tubylców. Grzechu warte :)
O kolejnych daniach wchodzących na stół nie będę pisała bo na samo wspomnienie
dostaję ślinotoku ;)
Następne dni to czysta sielanka;
śniadanie, kilkugodzinne spacery nad jeziorem i po górach, kolacja w hotelowej
restauracji z pięknym widokiem …
Pobyt we Włoszech zakończyliśmy zwiedzaniem
Bergamo (też sympatyczne miasto) i przemiłym spotkaniem z dawno niewidzianą,
szkolną koleżanką (Madzia pozdrowionka i podziękowania).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz