Prawdę mówiąc pierwszy trymestr ciąży (grudzień, styczeń,
luty) minął mi jakoś prawie niezauważony. O tym, że jestem w ciąży dowiedziałam się na początku 8-ego
tygodnia i naprawdę mało symptomów na to wskazywało …
- Brak okresu – to u mnie było całkowicie normalne zjawisko, zdziwienie budziło pojawienie się krwawienia :)
- Nudności, wymioty, zgaga – nic z tych rzeczy nie odnotowałam, przynajmniej w stopniu, który mógł wywołać moje zaniepokojenie.
- Ogólne zmęczenie i senność – dużo pracy, częste wyjazdy służbowe i przeziębienie złapane na początku grudnia skutecznie ograniczały możliwości połączenia stanu ciągłego zmęczenia z możliwością ciąży.
- Zachcianki kulinarne – a i owszem, jeszcze bardziej ciągnęło mnie do zdrowego jedzenia; sałatki, warzywa, owoce itp. Ale to też traktowałam jako naturalny stan rzeczy, tak już bywało i wcześniej, że organizm sam się domagał głodówki i oczyszczenia.
- Wrażliwe i rosnące piersi – kładłam to na karb zmiany w sylwetce, jak trochę przybieram na wadze to i biust robi się pełniejszy. A że ilość pracy skutecznie uniemożliwiała regularne treningi więc również z początku nie budziło większego niepokoju .
Pierwszy moment kiedy pomyślałam, że coś jest ciężko nie tak
jak powinno nastąpił pod koniec przeziębienia, gdy mój organizm zaczął reagować
co najmniej dziwnie na to, co do tej pory było dla niego zupełnie normalne.
Nie uznaję i nie stosuję żadnych antybiotyków ani leków,
wszelkie choroby i przeziębienia zwalczam naturalnymi środkami. Mój ulubiony i niezawodny sposób – czosnek,
który nawet lubię. Sposób zastosowania – wieczorem, co najmniej godzinę po
jedzeniu, obrany ząbek czosnku wkładam do buzi i powoli żuję, tak żeby cały sok
się uwolnił jeszcze w ustach po czym przełykam. Na zakończenie wypijam sok
z całej cytryny i żuję skórkę od
cytryny, żeby złagodzić intensywny zapach czosnku. Tydzień takiej kuracji i po
przeziębieniu ani śladu (jako profilaktyka też świetna).
No i normalnie podczas powyższego rytuału nie było żadnych
sensacji, aż tu pewnego zimowego wieczoru organizm zaczął mi się ciężko
buntować i nie było mowy o skonsumowaniu ani kawałka czosnku – i tak mam przez
całą ciążę.
Powyższe połączyłam z ciągle powiększającymi się piersiami,
lekko poszerzoną talią oraz kilkoma innymi ”drobiazgami” i poczułam lekki
niepokój, który doprowadził do zrobienia testu ciążowego i wizyty u lekarza.
U ginekologa ostatni raz byłam … 10 lat temu, badania nadane odprawiłam, więcej potrzeby nie odczuwałam ;)
Pan ginekolog był miły i wyrozumiały, tylko zadawał jakieś strasznie ciężkie pytania typu:
„Kiedy była ostatnia miesiączka?”
"A bo ja pamiętam?"
Ale udało Nam się dojść do
porozumienia i ostatecznie potwierdził, że mały obcy rośnie sobie radośnie w
moim brzuszku i ma zamiar wywrócić mój świat do góry nogami :)
W niezły humor mnie wprawiło
stwierdzenie, że mam dużo odpoczywać, się nie przemęczać i nie dźwigać ciężarów. Czy 12-sto godziny dzień pracy i 40gk na
sztandze podczas treningu robionego dzień wcześniej to to co Pan doktor miał na myśli?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz