Ostatnio przez Polskę przeszła kolejna fala oburzenia, tym
razem związana z nieudolnością lekarzy w wyniku której zginęły nienarodzone
bliźniaki.
To, że lekarze są po to, żeby pomagać w kryzysowych
sytuacjach i zapobiegać takim nieszczęściom nikt nie ma wątpliwości. Po to mają
coraz lepszy sprzęt, drogie wykształcenie, żeby potrafić przewidzieć
nieszczęście zanim się wydarzy i jemu zapobiec.
Zastanawia mnie tylko jak to było dawniej, gdy nie było USG,
KTG i innych drogich urządzeń monitorujących. Gdy kobiety często, gęsto musiały
rodzić samodzielnie. Gdy nie było inseminacji i invitro i kobieta zachodziła w
ciążę naturalnie, naturalnie ją donosiła i naturalnie rodziła.
Patrząc na to co się dzieje obecnie mam wrażenia, że co
druga kobieta nie byłaby w stanie bez
pomocy medycyny wydać dziecka na świat. Wychodzi, że dawniej co druga kobieta
lub dziecko powinno nie przeżyć porodu, a tym czasem był większy przyrost
naturalny niż obecnie. No chyba, że podane jest procentowo a nie wartościowo i
po prostu nadal rodziło się więcej niż umierało.
To co mnie zastanawia to fakt, że przecież dzieci zginęły w
łonie matki, tam gdzie powinny być najbezpieczniejsze. Nie po narodzeniu, nie
na intensywnej terapii, nie w inkubatorze, tylko w łonie matki. Czyżbyśmy były
przez cywilizację już tak zniszczone, że nie jesteśmy w stanie samodzielnie,
bez ingerencji medycyny donosić i urodzić swoich dzieci?
Niezdrowe jedzenie, nafutrowane konserwantami, wypełniaczami
i bóg jeden wie czym jeszcze. Tony przyjmowanych leków, które mają trudne do
przewidzenia skutki uboczne (ale na pewno mają). Powietrze, które w większości
rejonów miast nie powinno się już powietrzem nazywać bo skład chemiczny to
istna tablica mendelejewa. Siedzący tryb życia, który sprzyja zanikowi mięśnia,
zwiotczeniom, otyłości i wszelkim innym przyjemnościom z nim związanym.
Do tego ciągły stres, nerwy, złe emocje i strach … to nie
może się dobrze skończyć.
Może się mylę, może są jakieś badania naukowe, które
wyjaśniają obecny stan rzeczy, może po prostu kiedyś nie było takiego
nagłaśniania śmierci nienarodzonych dzieci albo komplikacji przy porodzie, ale
ogólne nieodparte wrażenie i wniosek, który mi się nasuwa po oglądaniu
wiadomości – jesteśmy pokoleniem inwalidów, i nic nie zapowiada poprawy tej
sytuacji. Trochę na własne życzenie będziemy coraz bardziej zależni od lekarzy
i zdobyczy medycyny …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz