Zachęcona ostatnim udanym wyjściem na Jogę zaczęłam dalej
kombinować i rozglądać się za czymś, co mogłabym robić z Młodym. Cały czas nie
mogę się pogodzić z tym, że muszę go zostawiać w domu. Chciałabym jakieś
zajęcia, gdzie dziecko również bierze w nich udział, albo mogę położyć obok i
od czasu do czasu podejść. Chciałabym mieć Młodego cały czas przy sobie, być
pewna, że nic mu nie jest i nie być zależna od tego, czy ktoś zostanie z
dzieckiem czy nie. To dawałoby mi większy komfort psychiczny; wychodzę na zajęcia
kiedy chcę i nie muszę nikogo prosić o opiekę nad dzieckiem.
Zajęcia pod tytułem „Joga dla mam z niemowlakiem” a i owszem
znalazłam, tylko że żadne z nich nie odbywa się nawet w pobliżu Gdyni. Opole,
Kraków czy nawet Bydgoszcz to trochę za daleko jak dla mnie :(
Szukałam zajęć w TYM [KLIK] stylu.
Czyli coś pomiędzy jogą a pilates, generalnie ćwiczenia,
które można wykonywać razem z niemowlakiem.
Są również zajęcia nazywane również „baby joga”. Są to
delikatnie wykonywane przez mamę ćwiczenia dla niemowlaka. Jak twierdzi
instruktor:
„Joga uspokaja niemowlęta,
pomaga zwalczyć kolki, zaparcia, poprawia trawienie, wzmacnia układ
odpornościowy i mięśnie, poprawia koordynację. Jogę mogą ćwiczyć już
kilkutygodniowe maleństwa, oczywiście razem z mamami.”
Zaczęłam przeczesywać internet w poszukiwaniu takich zajęć. Typowe
zajęcia dla bobasów znalazłam w ofercie krakowskich ośrodków i wyglądały
TAK [KLIK] zachęcająco .
Kraków niestety nadal za daleko, szukałam dalej … i
przeżyłam szok. To co znalazłam powaliło mnie z nóg. Pierwsza próba obejrzenia
w całości materiału skończyła się fiaskiem. Nie mogłam spokojnie patrzeć na to
co wyrabiane jest z niemowlakami. Zresztą czytając komentarze i opinie nie
tylko ja tak zareagowałam. Po oswojeniu się z myślą, że to są żywe dzieci i
poczytaniu o promotorce tej tak zwanej „baby swing joga”, która twierdzi, że
jej dzieci to przeżyły i mają się dobrze, obejrzałam kilka filmów pokazujących „zajęcia”:
Szczerze mówiąc mam mocno mieszane odczucia dotyczące tej „mody”.
Z całym moim bzikiem na punkcie sportu i
sprawności fizycznej, to machanie dwutygodniowymi maleństwami zupełnie do mnie
nie przemawia.
Pani Lena Fokina twierdzi, że ta gimnastyka jest kompletnie
niegroźna i całkiem pożyteczna dla niemowlęcia, które się lepiej rozwija i szybciej
przyswaja różne umiejętności. Jej dzieci były również tak ćwiczone i teraz są
mistrzami w różnych dyscyplinach i tak samo ćwiczą ze swoimi dziećmi.
Te stwierdzenia niestety nadal nie rozwiewają moich
wątpliwości. Podobno na zajęciach wiele niemowlaków płacze z przerażenia, niektóre
wręcz wymiotują. Oglądając filmiki wcale się nie dziwię, te kobiety nie
wyglądają jakby zależało im na komforcie dziecka, raczej próbują zrealizować
swoje chore ambicje i udowodnić, że mogą machać swoim dzieckiem mocniej, wyżej,
dłużej. Nie zwracają uwagi na to, czy dziecko płacze, czy się boi, czy jest już
gotowe na takie wyzwania. Najważniejsze to wykonać zestaw ćwiczeń i pokazać jak
ładnie i płynnie podrzucają maleństwo.
Nikt mnie nie
przekona, że dla dwutygodniowego dziecka lepsza jest szalona karuzela niż
przyjazne ramiona mamy. Ja tam nadal jestem za tuleniem, całowaniem,
pieszczeniem i dawaniem poczucia bezpieczeństwa. Na wyzwania przyjdzie jeszcze czas.
Moim zdaniem dziecko powinno się rozwijać w swoim tempie, może ewentualnie z
pomocą lekkich, stymulujących ćwiczeń.
Może i Pani Fokina wyhodowała sobie mistrzów sportowych, ale
to są praktyki rodem ze Sparty – jak nie zginą to przeżyją. Faktycznie cało z
tego mogą wyjść tylko silne jednostki. Lekarze ostrzegają przed konsekwencjami
tej „gimnastyki”, które mogą być groźne nie tylko dla stawów dziecka, ale i jego
mózgu (Zespół Dziecka Potrząsanego). Więc jeśli nawet te dzieci będą silniejsze
i będą się szybciej fizycznie rozwijały, to intelektualistów z nich może się
już nie dać zrobić …
Ze wszystkich
filmików dotyczących „rosyjskiej baby jogi” i pokazujących rodziców wykonujących
te ćwiczenia ze swoimi dziećmi (a raczej może należałoby powiedzieć machających
swoimi dziećmi) tylko jeden byłam w stanie zaakceptować. Na tym filmie tata
ćwiczył ze swoim synkiem, który miał może koło półtora roku. Było widać, że
dziecko miało przyjemność i się szczerze śmiało podczas ćwiczeń. Ale też tata
wykonywał ruchy dużo wolniej i zwracał uwagę na dziecko, na jego reakcje. Widać
było, że nie chce po prostu za wszelką cenę wykonać wszystkich wyuczonych figur,
wyglądało to raczej na zabawę z dzieckiem. Trochę karkołomną, ale jednak zabawę
…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz