środa, 5 marca 2014

Pisać, nie pisać … oto jest pytanie

Wiosna w  środku zimy chyba działa refleksyjnie. Wszystko powoli się budzi do życia, budzą się również wątpliwości. Nie dotyczą one oczywiście dziecka. Tu nie ma żadnych wątpliwości, mam najwspanialsze, najpiękniejsze, najmądrzejsze dziecko pod słońcem … jak każda matka przecież :)


Wątpliwości dotyczą bloga i zasadności poświęcania czasu na pisaninę na nim. I z tego co zauważyłam jest to zjawisko na szerszą skalę, różnego rodzaju wątpliwości zostały wyrażone w różny sposób na kilku blogach, które sobie czasami czytuję. „Matka jest tylko jedna” analizuje zagadnienie, czy być blogerką parentingową  jest cool czy to siara, „Matulu Matulu” podjęła temat popularności blogera a ja od jakiegoś czasu zastanawiam się czy nie szkoda czasu i po co to robię.

Na początku nie miałam wątpliwości, to co się działo w ciąży, wszystkie zmiany zarówno fizyczne jak i te dużo ciekawsze, zachodzące w strefie emocji i psychiki były warte udokumentowania i utrwalenia. Gdzieś tam z tyłu głowy czaiła się myśl i świadomość, że za całą moją przemianę odpowiedzialne są hormony ciążowe i jak kiedyś wrócą do normy to i ja znowu będę starą Mną, do bólu racjonalną i potrzebującą rzeczowych argumentów. Taką zołzą, która twierdzi, że pokazywanie, iż się ma emocje to przejaw głębokiej słabości. Chciałam się nacieszyć tym emocjonalnym okresem i trochę tych emocji zapisać. Za rok i tak nie uwierzę, że tak myślałam ;)

Blog to miał być też mój wentyl bezpieczeństwa. Wyrzucenie z siebie całego nadmiaru myśli, wątpliwości, strachu. Okiełznanie nieznanego, czyli macierzyństwa. Czytanie innych matek blogujących naprawdę mi w tym pomogło. Świadomość, że nie jest się samemu ze swoimi problemami i ktoś przechodził to samo, jest bardzo pocieszająca. 

Czy blogi parentingowe są cool? Nie wiem i szczerze mówiąc mam to głęboko w d … Jeśli ktoś zakłada bloga i pisze na nim to raczej chyba właśnie z potrzeby wylania swoich myśli na „papier” a nie dlatego, że chce komuś czymś zaimponować? A wszystko co szczere i prawdziwe jest cool!!!!

Już dawno stwierdziłam, że jeżeli robię coś o czym nie chcę nikomu powiedzieć to nie powinnam tego robić, bo w głębi serca uważam, że to jest złe (czyt. „siara”). Więc zamiast się zastanawiać – nie robię. A jak naprawdę chcę coś robić i coś zrobić, to mam w głębokim poważaniu co ludzie na ten temat sądzą. Moje małpy, mój cyrk – tresuję jak mam ochotę!!!



Jeśli coś robię to robię porządnie.

Nie lubię bylejakości, na żadnym polu życia. Nie wybaczam półśrodków i skrótów, a najmniej wybaczam te zabiegi sobie. Dlatego zastanawiam się czy nadal pisać. Poświęcam na tą czynność czas, który powinnam spędzić z dzieckiem. A że szkoda mi tego czasu, więc blog jest byle jaki. 
(Właśnie piszę jedną ręką i karmię Młodego).

„Matulu Matulu” w sumie świetnie ujęła całość sprawy w kilku punktach, nie będę się powtarzała. Do tego budowanie realnego życia jakoś dużo bardziej mnie kręci niż życie wirtualne. 

Przez chwilę miałam jakąś szaloną myśl, żeby poprowadzić porządnie bloga i zrobić z niego coś więcej. Przeczytałam książki „Blog” i „Bloger”, poobserwowałam rozwój różnych blogów i blogerek, przeanalizowałam i wiem co należy robić, żeby być popularnym blogerem. Wiem też, że nie mam na to najmniejszej ochoty i szkoda mi czasu. To musi być styl życia, pasja, powołanie, inaczej klapa. 

Do tego uważam, że blogi są nudne. Tak, na dłuższą metę wszystko w kółko i to samo. Rzeczy oklepane, powtarzane przez 100 osobę w trochę inny sposób. Nuda i flaki z olejem, nawet u Kominka. OK, dla mnie moje dziecko jest jedyne, jego rozwój cudowny i niepowtarzalny, ale na dobrą sprawę od zarania dziejów w każdej rodzinie dzieje się dokładnie to samo. Moje cudowne odkrycia i przemyślenia przez doświadczone matki były już niejednokrotnie odkryte, przemielone, przetrawione i wyplute.

Właśnie stwierdzam, że moje hormony powracają na swój ustalony poziom. Szczerze mówiąc poza bezgraniczną miłością do Młodego to niewiele mi się zmieniło. Nadal nie lubię dzieci!!!

Może tylko niemowlaki inaczej traktuję, to już nie jakiś obcy ufoludek, którego trzeba okiełznać. Poznałam trochę to zwierzątko i wiem jakie fajne może być. Może jak młody zacznie być kilkulatkiem, to i te zwierzątka zacznę bardziej tolerować ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz