W tym tygodniu mieliśmy piękną wiosnę tej zimy, a nawet
czasami zahaczało o lato:)
Pierwsze promienie słońca zdziałały cuda i pustawy do tej pory bulwar zaroił
się od spacerowiczów. Kurcze, nie miałam pojęcia, że tyle osób nie pracuje i może
sobie pozwolić na spacery w ciągu dnia. Zaczęłam naprawdę cenić i doceniać
macierzyński, który już z całkowitym przekonaniem urlopem nazwać mogę!
„Wasch and go. Wiele
w jednym”
Od dłuższego czasu wykorzystywałam czas spaceru ile się tylko
dało. To oznacza, że bezmyślnemu popychaniu wózka i przekładaniu nóg pod sobą
próbowałam nadać głębsze znaczenie. Pomysłów miałam kilka, ale zwyciężył
trening (co za zaskoczenie ;)).
Zaczęłam kombinować co mogę zrobić z wózkiem. Biegać i tak
nie mogę (zniszczone stawy kolanowe uniemożliwiają bieganie), więc wózek nie
jest przystosowany do biegania z nim. Rolki z wózkiem mnie zupełnie nie interesują,
nie można przyjąć jedynej właściwej pozycji do jazdy szybkiej a turlanie się za
wózkiem jakoś kompletnie mnie nie kręci. W końcu zdecydowałam się na nordic
walking z wózkiem w dłoniach zamiast kijków. I wiecie co … to działa!!!!
Brzuszek płaski, fałdka znikła, pośladki podniesione, uda
ujędrnione. Mission accomplished ;)
Spacery z dzieckiem i tak trzeba codziennie uskuteczniać,
czemu więc nie zrobić w tym czasie czegoś dla siebie? Zamiast powoli człapać po
bulwarze, przemierzam go w tempie takim, jakbym szła z kijkami. Odpada praca rąk,
ale praca nóg zostaje i jest intensywniejsza, bo trzeba popchać pojazd przed
sobą. I tu sprzymierzeńcem staje się nadmorski wiatr prosto w twarz wiejący i
zwiększający opory, czyli wytężający pracę pośladka napędzającego pojazd
ludzko-wózkowy.
Bulwar nadmorski w Gdyni ma koło 1,5 km. W dwie strony to są
3 km. Szału nie ma, ale regularność jest, więc i efekty się pojawiają. Nie
mówiąc o tym drobnym fakcie, że dziecię przy tym słodko śpi na powietrzu,
dotleniając swoje malutkie ciałko :)
„Żeby mi się tak
chciało jak mi się nie chce”

Niestety na drugim końcu Bulwaru znajdują się pokusy, którym
trudno ulec. Moja silna wola czasami robi ze mną co chce i ulegam jej siadając
na kawie i czymś dobrym na zakończenie spaceru. Szczególnie jak jakieś miłe
towarzystwo się znajdzie ;)
Generalnie przyszła pora na spędzanie coraz większej ilości
czasu poza domem i to nie tylko aura się do tego przyczyniła. Dziecię moje
rośnie jak na drożdżach i rozwija się równie szybko. Domowe pielesze już mu nie
wystarczają. Wszystkie kąty znane, matka też zaczyna nudna być. Trzeba w świat
wyjść i poznawać nowe strony życia. Po takim długim spacerze dziecię zadowolone
a matka ma chwilę oddechu …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz