Budzę się w nocy, obok leży skulone, malutkie ciałko. Niby
wszystko tak, jak zawsze, ale jednak coś niepokoi. Oddech inny, jakby
wymuszony, krótki i ciężki. Do tego rozpalone czoło, policzki, gorący nos. Nie,
to nie jest normalny stan dziecka … w serce matki wkrada się niepokój …
Robię szybki rachunek sumienia, czy mogłam go przeziębić, czy czegoś
nie dopilnowałam?
Wczoraj byliśmy na spacerze.
Przez okno ślicznie świeciło słońce, termometr na balkonie pokazywał
ponad 10 stopni. Założyłam lekkiego misiaczka, wiosenną czapeczkę i zmieniłam
gondolkę na spacerówkę – czy dlatego dziecko ma gorączkę?
Fakt, zapomniałam, że na bulwarze często wieje, a właśnie wczoraj był wyjątkowo zimny wiatr, sama wróciłam z odmrożonymi uszami i nosem – czy dlatego dziecko ma gorączkę?
Sięgam po termometr, z niedowierzaniem powtarzam pomiary co kilka chwil; 37.4, 37.7,38.2, termometr zaczyna piszczeć i
pulsować na czerwono ostrzegając o przekroczeniu bezpiecznej temperatury … 38.4
… co robić?
Mój Mężczyzna przynosi Paracetamol, Przemo głośno płacze.
Takiego płaczu jeszcze u Niego nie słyszałam. Czuć, że nie ma siły i
się męczy.
Nie ma opcji, żeby mu podać lek, wszystko ląduje na śpiochach.
Zastanawiamy się nad różnymi opcjami; karetka, szpital, lekarz … co
zrobić, jak pomóc.
Przytulam mocno Młodego i wyciszam; najpierw siebie, potem jego.
Zaczynam spokojnie, głęboko oddychać, żeby wyrównać i jego oddech. Po chwili
jest lepiej, Przemo uspokaja się.
Zaczynam logicznie myśleć.
Lekarz? Bez sensu, w szpitalu wymęczą mi dziecko, dadzą cokolwiek na
zbicie temperatury, może zmuszą do antybiotyku, w sumie tylko i wyłącznie dla
swojego bezpieczeństwa. Skończy się naprawdę czymś poważnym. Nie mówiąc o
rozpoczęciu niszczenia naturalnych mechanizmów obronnych lekami.
Podejrzewam, że to idą kolejne zęby. Objawy generalnie zgadzają się. To
czego Młodemu teraz potrzeba to spokój i odpoczynek a nie bieganie po
lekarzach. Zostajemy w domu, decyzja podjęta!
Po chwili noszenia i tulenia jest znacznie lepiej, krzyk i płacz
ustępuje miejsca cichutkiemu kwileniu, temperatura zaczyna spadać i zatrzymuje
się na 37.2. Przemo powoli usypia w moich ramionach.
Siadam na łóżku i tak oboje zasypiamy …
Rano sprawdzamy temperaturę, jest nadal 37.2. Podczas smarowania dziąsełek Dentinoxem, sprawdzam
stan uzębienia. Jestem kompletnie
zaskoczona.
Faktycznie w nocy wyrżnął się nowy ząbek!
Tylko oczekiwałam górnej jedynki, a tymczasem pojawił się kolejny dolny siekacz. W sumie zgodnie z planem.
Dzisiaj cały dzień temperatura nie spadła poniżej 37 a Przemo jest marudny
i rozdrażniony. Zupełnie nie przypomina tego radosnego bobasa, jakiego mam na co
dzień :(
Do tego lekkie pokasływanie i lekki katar … czy to aby na pewno tylko
ząbkowanie ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz